niedziela, 31 lipca 2016

"Bezsenni" Marcina Jamiołkowskiego

Każde miasto ma swoją magię. Wystarczy zapytać rdzennych mieszkańców o miejscowe legendy, zawsze znajdzie się coś do opowiedzenia. Miło jest czasem zasiąść przy ognisku i powspominać, co zasłyszało się tu i tam, by niemal poczuć te czary w powietrzu, przyprawić słuchacza o gęsią skórkę i odebrać odwagę do samotnych powrotów w godzinach późnych. Ma to jednak swój urok, a więc chętnie sięgamy po więcej, poszukując choćby namiastki tego wrażenia w książkach. Ich autorzy dzielnie wychodzą nam naprzeciw, umieszczając w swoich dziełach wiele elementów regionalnego lub obcego folkloru. W Polsce szczególnie uprzywilejowane pod tym względem wydają się dwa miasta: Warszawa i Kraków, a pierwszy z tych przypadków wyjątkowo udatnie wziął na cel Marcin Jamiołkowski w swoim cyklu o Herbercie Kruku. Przed nami już trzeci tom owej serii.

Herbert bawi na dworze Złotej Kaczki, próbując wydobyć od niej informację na temat losów matki. Zabawa trwa w nieskończoność, wydawałoby się, a w oczekiwaniu na audiencję trzeba sobie jakoś zająć czas. Może piciem z przygodnie poznanym kompanem? Naszemu magowi średnio to pasuje, tym bardziej, że przy okazji, oczarowany jedną z tamtejszych panien, wdaje się w konflikt, zakończony pojedynkiem z charyzmatyczną Tycjaną. Nie zapomina jednak o misji, a gdy wreszcie dochodzi do spotkania z władczynią, okazuje się, że spełnienie jego prośby będzie się wiązało z jednym warunkiem: przysługa za przysługę. W mieście znikają Bezsenni, a Złota Pani zaczyna obawiać się o swój dwór. Kruka czeka więc kolejne śledztwo. 

„Order” sprawiał wrażenie specyficznego przerywnika w historii rodzinnej Herberta Kruka, wprowadzając zupełnie nowe wątki, a główny problem pozostawiając niejako na uboczu, „Bezsenni” zaś potwierdzają ten wniosek: seria książek Jamiołkowskiego przypomina raczej, gdyby zebrać je w całość, zbiór opowiadań powiązanych osobą głównego bohatera i rzucanymi mimochodem sugestiami dotyczącymi motywu przewodniego. Ów motyw rozwijany jest w sposób dość nierówny: po początkowym mocnym wprowadzeniu („Okup krwi”), dalszy ciąg pojawia się stopniowo, rozpraszany przez bieżące wydarzenia. Wrogowie się kryją, konspiracja trwa, ale magia, przebudzona w Warszawie, nie zamierza już więcej odpoczywać. Niewiele doszukamy się w „Bezsennych” zbieżności z poprzednim tomem: bazyliszki się ukryły, Order jest bezpieczny w swojej skrytce, nie ustały tylko zaginięcia. Jednak zamiast dzieci, zaczęli ginąć… no właśnie, kto? Kim są Bezsenni i co mają z nimi wspólnego trapiące miasto tajemnicze pożary?

Osoby, którym brakowało w poprzednich tomach wątku romantycznego, tu mogą poczuć się częściowo usatysfakcjonowane, tak samo jak wielbiciele postaci kobiecych, których dostajemy aż trzy – licząc te, które wcześniej nie pojawiły się w historii. Pierwsza to Fuksja (jak brzmi jej prawdziwe imię, jeśli je w ogóle posiada, nie dowiemy się chyba nigdy), typowa damsel in distress, osóbka młoda, ładna i… boleśnie trzpiotowata. Przypomina mi pod tym względem Lidię Szmadlewską z początków „Orderu”, panna różowawa jest jej uboższą wersją, zupełnie nie rozwijając się w wielką i groźną maginię, stanowi za to poręczne narzędzie dla mądrzejszych od siebie. W tym względzie gust Herberta nie przestaje mnie zadziwiać, zwłaszcza, że Fuksja jest pierwszą osóbką rokującą na coś więcej niż tylko wspólna kawa. 

Drugą z wartych uwagi pań jest Tycjana (tak, „Bezsenni” to bardzo kolorowa książka), poznana bardzo przypadkiem i w okolicznościach, kóre niezbyt sprzyjały nawiązywaniu znajomości. Pozostaje z Krukiem w stosunkach bardzo nietypowych i niejednokrotnie opatrznie rozumianych – nic więcej nie powiem, by nie psuć niespodzianki, polecam sprawdzić samemu, bo ten motyw jest po prostu wyborny. Jest ona też postacią, którą poznajemy dość dobrze – pojedynek między nią a Herbertem, polegający na swoistym psychicznym poniżeniu przeciwnika, tak, by nie mógł się pozbierać daje nam doskonały wzgląd w jej przeszłość – dlatego też, pomimo trudnego charakteru, trudno się do niej nie przekonać. Jest całkowitym przeciwieństwem krukowych dziewczyn: inteligentna i błyskotliwa, opisywana jako niezbyt ładna, choć w pewien sposób pociągająca, no i – ognista rudość, a to daje bohaterkę, której losom mogę przyglądać się z zapartym tchem. Jej „starcia” z Anną obserwowałam z prawdziwą przyjemnością, nie mogąc się zdecydować, którą z pań lubię bardziej.

Ostatnia to Bajka – blogerka, wirtualna znajoma Zezela. Jej postać jest ściśle związana z rozgrywającymi się w mieście wydarzeniami. W jej przypadku jestem pełna podziwu: pogłębiająca się depresja, spowodowana powtarzającymi się coraz częściej, bardzo realistycznymi snami o palących się żywcem ludziach, została przed autora przedstawiona bardzo dosadnie, szczegółowo, przekonująco - i była konsekwentnie rozwijana aż do dramatycznego zakończenia.  

Irytującym elementem historii była zaś sama najjaśniejsza pani, czyli Złota Kaczka. Trudno mi tu jednak wskazać jakieś konkretne argumenty, jest to raczej mój personalny odbiór tej postaci. Jej podejście można by streścić w ten sposób: „pomogłabym, ale mi się nie chce”. Jako klasyczna nadęta władczyni nie potrafi poprosić o przysługę, w zamian za to konstruując intrygę, by tę pomoc uzyskać.  Postać królowej jest poprawna, powiem więcej: szczegółowa, żywa i wiarygodna, a jednak się jej nie lubi. Jest ona też bohaterką dość nieokreśloną: ani zła, ani dobra, gra we własną grę, z której może wyniknąć grubszy twist fabularny – ale to wszystko jeszcze przed nami. 

Trzeba przyznać, że w tomie trzecim historia zyskała na dynamizmie. Rozpoczęcie od dworskich zabaw co prawda pozbawiło ją też pewnego melancholijnego smaczku, który był dość charakterystyczną cechą serii, na korzyść lekko surrealistycznej zabawy, sądzę jednak, że powieść nic na tym nie straciła. „Bezsenni” to jedna wielka impreza, z wielodniowym piciem na czele, intrygami oraz przewrotnymi zabawami we wspomniane już pojedynki. Trochę ucierpiał humor – jak zawsze, jest go sporo, tym razem jednak, mam wrażenie, odrobinę obniżył się poziom żartów, sprowadzających się w głównej mierze do znanych wszystkim, płytkich nawiązań do sfery erotycznej. 

Sięgając po „Bezsennych” spodziewałam się, że dostaję do ręki książkę, będącą finalną częścią cyklu – jak się okazuje, nic bardziej mylnego. Do zakończenia historii Kruka wydaje się być wręcz jeszcze daleko, poszczególne elementy układanki powoli zaczynają trafiać na swoje miejsce, trudno jednak wysnuć jakieś podejrzenia, jak cała sprawa może się zakończyć. Jest to nadal kawałek solidnego urban fantasy, pisanego lekkim językiem, przetykanego specyficzną, utylitarną magią, która nadaje mu takiego uroku, a z postaciami trudno się rozstać. Mam też nadzieję, że szybko nie trzeba będzie tego robić, a historia Herberta Kruka stanie się dłuższą serią książek.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Genius Creations, a po własny egzemplarz zapraszam do księgarni Madbooks.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Bezsenni
Autor: Marcin Jamiołkowski
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok wydania polskiego: 2016
Liczba stron: 280

2 komentarze:

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: