niedziela, 14 lutego 2016

Pięć (plus dwie!) najciekawszych książkowych par - post walentynkowy

Równo rok temu, w walentynki, wiedziona pewną przekorą opublikowałam listę 5 mężczyzn z kart powieści, którzy mogliby mi się podobać, gdyby byli postaciami realnymi. Lista ta nie była szczególnie rozbudowana czy odkrywcza, jako że zawierała niemal wyłącznie panów o dość specyficznym uroku tak zwanego "złego chłopca", na dodatek posiadających nieco wyższy od przeciętnej iloraz inteligencji. Cóż, tacy mi się podobają, nie ma co się oszukiwać, i z takim panem właśnie, kilka dni temu, obchodziłam drugą rocznicę... Dwa lata wytrzymywania ze sobą. Tylko tyle i aż tyle.

Jak na "wytrzymywanie" idzie całkiem nieźle... Pamiętam ledwie chyba trzy sytuacje, w których naprawdę chcieliśmy się pozabijać! -M.

Chcąc w całości poddać się nastrojowi dnia, postanowiłam tym razem wziąć pod lupę... pary.

Związki, mniej lub bardziej udane, małżeństwa bądź będące w fazie "coś jest na rzeczy", a czasem nawet tylko przypuszczenia, że coś mogło być, ale... Muszę przyznać, że takie poszukiwania potrafią wciągnąć, zwłaszcza, jeśli nie ma się jeszcze informacji, co z daną parą będzie i czy w ogóle będą razem. Polowanie na spoilery kolejnych tomów niektórych z moich ulubionych serii dało mi też pewną satysfakcję... ale na pewne info i tak muszę jeszcze poczekać. A - i pod uwagę brałam tylko książki fantastyczne!

Co do samej listy, mogłabym pewnie prędzej zrobić zupełnie przeciwną, czyli "pary, które najbardziej mnie wkurzały". Bohaterowie Kronik Duszorośli chociażby, jako sztandarowy przykład relacji "ona mnie tak, ja jej nie, więc prześpię się z nią i zwieję". Bądź też inni, którzy bardzo się kochają, ale nie będą ze sobą, "bo nie!". To wyjątkowo irytująca przypadłość wątków miłosnych w zdacydowanie zbyt wielu książkach. Na szczęście udało mi się zebrać kilka co bardziej udanych (bądź mających szanse być). Zajrzyjmy.

Uwaga - spoilery!


1. Samuel Vimes i lady Sybil Ramkin

Stare, dobre małżeństwo... a może nie do końca? Bo czy to nie była czasem wielka miłość ponad podziałami? Mało która scena tak mnie poruszyła, jak zawalony obowiązakmi służbowymi i ratowaniem świata Vimes, biegnący, by dowiedzieć się, co z rodzącą, niemłodą już przecież, żoną. Przekochane.
W Świecie Dysku można wyłonić zresztą wiele ciekawych par, jak choćby Marchewa i Angua, albo Magrat Garlick i Verence - swoją drogą, tryumf nieporadności, aż cud, że to się udało - wybrałam jednak tą jedną, ponieważ wydawała mi się strzałem w dziesiątkę w kwestii ludzi niemłodych już, będących przeciwieństwami z charakteru i stylu życia, a jednak kochających się i nie myślących o rozstaniu.
Nic dodać, nic ująć! Byłoby czymś właściwym - na stare lata być razem tak, jak oni. -M.
Aww.. :3
discworld.pl



2. Shallan Davar i Adolin/Kaladin

Tu trudno mi sie zdecydować. W "Słowach światłości" nie zostało jeszcze powiedziane, z którym z tych panów ostatecznie zostanie moja ulubiona bohaterka (a może z żadnym?), jednak mi podobają się obie wersje. Zarówno lalusiowaty, ale niegłupi Adolin, jak i tragiczny Kaladin wydają się w pewnym sensie współgrać charakterami z rudą zadziorą, obaj dość opornie, ale jednak... Uwielbiam zarówno scenę, w której Shallan przerzuca się złośliwościami z Kaladinem, jak i jej udane próby zaskoczenia i zawstydzenia Adolina, które jemu samemu zdają się podobać coraz bardziej (rozmowa o wypróżnianiu się na polu bitwy, w pełnej zbroi... aaaaauć!). Czytelnicy jednak zdają się lubić bardziej wersję z Kalem, sądząc po ilości dostępnych grafik, przedstawiających tą parę.
Obstawiam Kaladina. Nic tak nie łączy dwojga ludzi jak zabieranie sobie butów. -M.
Chyba, że zabierają sobie bieliznę. Albo tulą się po zakamarkach i jaskiniach.
http://mjusi.deviantart.com/

3. Sarene i Hrathen

Znowu para sandersonowska, tym razem z "Elantris". I tu jest gorzej, bo to właściwie żadna para, Sarene oficjalnie jest żoną Raodena i to bez żadnych "ale". Raoden jednak, pomimo tego, że jest postacią ciekawą, z charakteru wydaje się być trochę mdławy. Natomiast Hrathen... cóż, nie zdążył pozyć na tyle długo, by zagrozić pozycji prawowitego męża, wyraził za to żywe, że tak powiem, zaiteresowanie panią. Na tyle, by nie chcieć jej zabić. Czyż to nie urocze?
Nie potrafię wyobrazić sobie lepszego sposobu wyrażania uczuć, kiedy jest się mnichem-skrytobójcą. -M.
No nie, żartuję oczywiście, chyba nawet wyznał w monologu wewnętrzym gdzieś tam przed śmiercią, że ją kocha. Mniej urocze, ale jednak.

wikipedia.com

4. Enrissa i Wanr Passois

Tu za to mamy parę zupełnie nieoficjalną. Enrissa ("Namiestniczka", W. Szkolnikowa), z racji wykonywanego urzędu, nie może mieć kochanków, ale oczywiście udaje jej się to obejść. Pan Passois jest wyborem dość nieszczęśliwym, będąc szpiegiem. W tej relacji podoba mi się fakt, jak świadomie i rozsądnie do własnego uczucia podeszla Enrissa: jej romans nie został wykryty, nawet gdy urodziła dziecko. Kochanka, co do którego roli i zamiarów nigdy nie miała wątpliwości, pozbyła się przed własną śmiercią, zapewniając mu jednocześnie bezpieczeństwo; to samo zrobiła dla własnego syna. Gdzie więc tu miejsce na miłość? Przeczytajcie, dowiecie się.


5. Waxilium Ladrian i Steris Harms

Sanderson znowu. Tego też nie wiadomo. Wax i Steris to typowe narzeczeństwo "z rozsądku" w wyższych sferach, ponieważ "trzeba się ustatkować, a ona jest dobrą partią". Wydaje się, że związek nie ma szans przetrwać, jednak zakończenie "Stopu prawa" daje pewne nadzieje na zmianę, a widząc okładkę "Żałobnych opasek" już mam w ogóle skrzydełka szczęśliwości. Dlaczego tak, dlaczego nie Marasi, nad którą powstało tyle zachwytów, nawet ze strony samego Waxa? Dlatego, że jest płytka. Pozornie wykształcona, ale mimo wszystko głupia i naiwna, zachowuje się jak typowa bohatereczka romansu. Szkoda mi takiego faceta, jak Wax, nie sądzę by chciał spędzić resztę życia z kimś takim. A dlaczego Steris? Nie jest zbyt lubiana, nawet przez czytelników, z tego co widzę. Wyniosła, chłodna, rzeczowa, mało się udziela... Mnie jednak zdobyła całkowicie jednym zdaniem, wypowidzianym, gdy podjęta została kwestia "być albo nie być" ich narzeczeństwa: "Nie radzę sobie zbyt dobrze... w kontaktach z ludźmi, lordzie Waxilium." Ona wam jeszcze pokaże, zobaczycie!
Cykl o Scadrial w ogóle nie ma szczęścia do sensownych żeńskich bohaterek. Może Steris naprawi, co zepsuły Vin i Marasi? Może "żałobne opaski" dotyczą żałoby po nieodżałowanej, heh, Marasi, która zginie w paskudnych okolicznościach, a jej zwłoki zostaną dodatkowo upokorzone przez obwożenie po całym świecie i prezentowanie, co powinno się robić z takimi postaciami?
W sumie to miałam podobne nadzieje.
Teraz ja. Nie jestem może osobą, która "kupuje" wątki romansowe w czytanych przez siebie książkach, ale ponieważ to konkretne święto powinno polegać na robieniu rzeczy razem, postanowiłem jednak się dopisać. -M.

6. Konował i Pani

Tym razem na celowniku Glen Cook oraz dwójka bohaterów jego najsłynniejszego cyklu, "Czarnej Kompanii". Dla mnie - podręcznikowy przykład toksycznego związku, który nie miał prawa się udać, a mimo to jakimś cudem trwa. Ona - władczyni-tyran krainy, najbardziej znienawidzona osoba na świecie, która nie ufa nikomu, nawet dziesiątce swoich przybocznych (i słusznie, bo jak się okazuje, knują przeciwko niej na każdym kroku). Co więcej, niezbyt dobra kandydatka na partnerkę z uwagi na to, że jej mąż - jeszcze gorszy sukinsyn - jest właśnie w trakcie czegoś w rodzaju dożywotniej odsiadki (kicha, kiedy jest się nieśmiertelnym czarnoksiężnikiem i byłym władcą największego imperium na ziemi - to zostawia sporo czasu na hodowanie zamkniętych w środku złych emocji). A on - oficer, lekarz i pisarz-amator, ale mimo wszystko prosty najemnik z niezdrową tendencją do romantycznego fantazjowania. No i proszę - fantazja się ziściła. I chociaż z początku Konował nie może uwierzyć w to, co się dzieje, szybko zaczyna rozumieć, że osoba, która tak go fascynuje, bardzo niewiele wspólnego ma z człowiekiem, a co dopiero z istotą z pisanych przez niego wierszy...
Ale wtedy JESZCZE miała charakter! Jak dla mnie, mogła sobie zostać w tej nadprzyrodzonej postaci, kolejne tomy czytałoby się lepiej.
No i jaki on jest paskudny na tym arcie... - V.

Źródło: okładka "Imię jej Ciemność", oryginalne,
pierwsze wydanie


7. Roland i Susan

Kolej na "Mroczną Wieżę" i romans pomiędzy młodym rewolwerowcem Rolandem a prostą dziewczyną z małego miasteczka, Susan, szczegółowo opisany w czwartym tomie serii, "Czarnoksiężniku i Krysztale". Niby nic, bo to korzystająca z klasycznych motywów historia zakazanej miłości - ot, młody rycerz na służbie wdaje się w niebezpieczną, choć jednocześnie uroczo niewinną relację z dziewczyną przyobiecaną staremu, lubieżnemu burmistrzowi przez tonącą w długach rodzinę. Kochankowie stają razem naprzeciwko straszliwych przeciwności losu i pokonują je wszystkie, by na koniec... Wskutek niefortunnego zbiegu okoliczności stracić to wszystko. To jak "Romeo i Julia" opowiedziani na nowo, ale w konwencji postapokaliptycznego westernu z odrobiną magii. W jakiś sposób wciąż chwyta za serce - samo to, że coś tak czystego może istnieć na tle zrujnowanego, zepsutego Świata, Który Poszedł Naprzód - i świetnie wpisuje się w całość sagi.
To mi smutki tym obrazkiem zrobiłeś... Ale mam jeszcze jeden powód, by przeczytać MW. - V.

Żródło

To tyle z książkowych miłości na dziś. A Wy? Jakie pary literackie lubicie?

2 komentarze:

  1. Oczywistości same: Ania i Gilbert. A także Romeo i Julia - ale to dopiero teraz, kiedy porządnie przeczytałam sztukę Szekspira.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O raju, Ania... strasznie chciałabym całą serię książek o Ani przeczytać jeszcze raz.

      Usuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: