Herbert Kruk to postać już znana wśród fanów polskiej
fantastyki. Osobiście, z książką „Okup krwi” relację miałam dość skomplikowaną:
o ile początek niezbyt mnie porwał, rozwijająca się akcja zaciekawiła, ale z
pewnymi zastrzeżeniami, o tyle przy zakończeniu dopiero udało mi się odczuć w
pełni magię zawartą w nim – mocny koniec, będący nie rozwiązaniem tajemnicy, a
jej właściwym początkiem po prostu musiał zaintrygować. Była to zresztą typowa
przynęta na czytelnika, na którą się całą świadomością i przyjemnością
złapałam. Nieodparta okazała się też chęć zobaczenia trochę więcej magii, z której
korzysta główny bohater - dotarł więc do mnie „Order” Marcina Jamiołkowskiego.
Tytułowy artefakt – krzyż Virtuti Militari przyznany miastu
Warszawa - zaginął. Pomimo ścisłych i idiotoodpornych, wydawałoby się,
zabezpieczeń, pomimo faktu, że był pilnowany 24 godziny na dobę i tylko jedna
osoba mogłaby go wynieść z pomieszczenia, zniknął, a wraz z nim prysnęła jak
bańka mydlana magiczna ochrona Warszawy. Śledztwo w tej sprawie może
poprowadzić tylko jedna osoba: Herbert Kruk. Nasz bohater co prawda doszedł już trochę do siebie po
wcześniejszych dramatycznych wydarzeniach na Kanonii, pozostały mu jednak na
pamiątkę metalowa dłoń i silna żądza zemsty za mord na bliskich. Człowiek
odpowiedzialny za to zdarzenie zniknął. Kruk postanawia więc dołączyć do ekipy
śledczej, by z pomocą starych znajomych zmierzyć się z zagrożeniem, w zamian
prosząc o tylko jedną rzecz…
Kontynuacja „Okupu krwi” zaczyna się bardzo nostalgicznie,
bo od wspomnień z dzieciństwa Herberta dotyczących wyścigów konnych. Starszego
Kruka znajdujemy w dokładnie tym samym miejscu, rozpamiętującego swoje niedawne
działania, pogrążającego się w tęsknocie za utraconą narzeczoną i rodzicami i tam znajduje go też kolejny zleceniodawca. Takie postawienie sprawy zaskoczyło
mnie, jako że spodziewałam się bezpośredniej kontynuacji wątków, które
pozostawiła otwarte część pierwsza. Otóż kontynuowane one są, lecz w nie tak
oczywisty sposób. Tragedia się stała, życie toczy się dalej, magia wróciła do
Warszawy, a wraz z nią przybyło wiele co dziwniejszych okazów, zarówno ludzi,
jak i istot trochę bardziej wątpliwego pochodzenia. Nie ma więc co się bać, że
żądza zemsty głównego bohatera pozostanie niezaspokojona, bo oprócz starych
znajomych spotkamy też w „Orderze” tych przekochanych bazyliszków (te
bazyliszki?), zawsze chętnych do bijatyki oraz Bractwo Miast. Umagiczniona
Warszawa zdecydowanie też warta jest uwagi, jako że wiele zdążyło się
pozmieniać w krótkim czasie, gdy Herbert dochodził do siebie. Głównym przejawem
tych zmian jest fakt, że miejsce przy boku prezydenta zajął… astrolog! I to
podobno nie byle jaki. W tej kwestii „Order” czytelnika nie zawiedzie: czarów
jest tylko więcej, zachowują też swój niepowtarzalny styl, książka nie
zawiedzie żądnego większej ilości utylitarnych, prostych czarów czytelnika.
Nawet więcej: będzie pojedynek magów – i to taki, że sztućce będą w powietrzu
latać.
Bohaterowie znani czytelnikowi z tomu pierwszego pojawiają
się i tu, jednak rozczaruje się osoba, które będzie oczekiwała ich czynnego i
stałego udziału w wydarzeniach. Anna i Zezel służą prawie wyłącznie jako
wsparcie duchowe, a Wyga wypadł z gry całkowicie. Szkoda mi pani detektyw, jako
że miała spory potencjał na stanie się Twardzielką Rozwiązującą Magiczne
Zagadki Warszawy (TRMZW – to nie brzmi, wiem), a wykorzystana została do
robienia zakupów i kontaktów z płcią piękną na zasadzie „gdzie diabeł nie może,
tam babę pośle”. To mało, bardzo mało, naprawdę liczyłam na większy jej udział
w głównej akcji, a poza tym… Ech, na jakąś bliższą relację jej i Herberta. A tu
mamy wielką magię przyjaźni. Dlaczego, panie Marcinie?!
W ramach wynagrodzenia na poniesione straty w sympatiach
własnych dostajemy dwie nowe postacie: młodą Lidię i porucznika „BORowika”
Grybowskiego. O ile panna Szmadlewska jest postacią szalenie irytującą, bo jako typowe młode i ładne dziewczę tkwi na stanowczo zbyt odpowiedzialnym dla niej
stanowisku, zachowuje się jakby miała 16, a nie 22 lata (Herbert, no ja cię
proszę!), o tyle pan porucznik z miejsca stał się moim ulubionym bohaterem tej
książki. Mam jakiś taki sentyment do „starych, dobrych glin”, a ten pan to po
prostu klasyka gatunku: sypiący czarnym humorem, ponury, profesjonalny,
totalnie niewierzący w magię.
„– Panie Grzybowski... – zacząłem i zabrzmiało to niezręcznie. – Ma pan
jakieś imię?
– Porucznik – odparł kpiąco.”
No po prostu jak tu go nie lubić?
Kryminalne Zagadki Warszawy prezentują się wcale nieźle:
intryga jest prowadzona konsekwentnie, informacje i ślady dawkowane są
czytelnikowi (i głównemu bohaterowi) skąpo i nie zawsze w sposób oczywisty,
zdarzają się też ślepe tropy, wyglądające tak przekonująco, że aż sama miała
problem w uwierzeniem, że dana rzecz na pewno nie ma żadnego znaczenia. Nie
jestem namiętną czytelniczką kryminałów – w ogóle raczej po nie nie sięgam,
chyba że dostanę jakąś wybitnie dobrą rekomendację od znajomych – trudno mi
więc ocenić ten aspekt okiem znawcy, jednak dla mnie, kompletnego laika, samo
dochodzenie, postawa osób uczestniczących w nim i metody ich postępowania są
zupełnie przyzwoicie napisane, nie są banalne ani przewidywalne, a zwroty akcji
potrafią zaskoczyć.
Podsumowując, „Order” czytało mi się lepiej niż jego
poprzednika, „Okup krwi”, pomimo tego, że zaskoczył mnie zupełnie pozornym
brakiem ciągłości wydarzeń. Tom pierwszy zarzucił przynętę, drugi zapomniał o
haczyku, postanowiwszy rzucić wędkowanie dla bardziej emocjonujących sportów,
nie pozbył się jednak sentymentu do dawnych zabaw. To może nie najlepsze
porównanie, odzwierciedla jednak moje wrażenia z lektury: „Order” ma w sobie
jakąś świeżość, której „Okup krwi” nie posiadał, nie zauważam w nim tego, co
przeszkadzało mi podczas lektury części pierwszej, druga pisana jest odrobinę
lżejszym językiem, nie ma okresów zastoju w akcji i dygresji, które powodowałyby
dezorientację czytelnika – co tak drażniło mnie wcześniej; dostaje więc ode
mnie ocenę o cały punkt wyższą od poprzedniczki i liścik polecający dla
czytelników, żądnych nowych wrażeń rodem z ojczystej ziemi. Polecam więc do
przeczytania – szybkiego, bo w tym roku ukaże się tom trzeci serii „Herbert
Kruk”, czyli „Bezsenni”.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Genius Creations, a po własny egzemplarz zapraszam TU.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Order
Autor: Marcin Jamiołkowski
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 288
Książka wygląda na ciekawą, moim zdaniem napisałeś dobrą recenzję.
OdpowiedzUsuń___
Polecam koszulki patriotyczne Red is Bad
NapisałAm. "Alicja" raczej wskazuje na kobietę.
UsuńNiemniej jednak dziękuję, a w link raczej nie kliknę.
A wiesz, mnie się podoba pomysł, żeby Anna jednak pozostała przyjaciółką Herberta. To takie świeże w momencie, kiedy popkultura wmawia nam z każdej strony, że jak mamy bohaterkę i bohatera, to musi, po prostu musi być romans. A figa. Choć mam przeczucie graniczące z pewnością, że autor ich jednak w romans w końcu popchnie.
OdpowiedzUsuńAlbo popchnie, albo zabije, jedno z dwóch...
UsuńOdebrałabym lepiej brak romansu, gdyby faktycznie w ksiązce funkcjonowali jako partnerzy w rozwiązywaniu sprawy, tymczasem Anna była tak "na doczepkę", kiedy inne środki zawiodły.
Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Potrafisz człowieka zachęcić do czytania tego, o czym piszesz :)
OdpowiedzUsuńDziękuję (:
UsuńBardzo podoba mi się Twój styl pisania. Potrafisz człowieka zachęcić do czytania tego, o czym piszesz :)
OdpowiedzUsuńW zasadzie książka jest pomysłem o Harrym drezdenie. Praktycznie mocno pobrane pomysły z tamtego cyklu.
OdpowiedzUsuń