Czasy regencji dynastii Tudorów, a zwłaszcza królów Henryka
VII i Henryka VIII, pozostają w kręgu szczególnego zainteresowania twórców
literatury historycznej, zwłaszcza tej dla kobiet. Nic w tym dziwnego:
szczególny charakter obu panów, sposób, w jaki Tudorowie doszli do władzy, a
nade wszystko ich relacje z kobietami są tym, co w owej epoce najbardziej
fascynuje. O sześciu żonach drugiego z nich ułożono nawet znaną kiedyś wśród
angielskich dzieci wyliczankę: „rozwiedziona, ścięta, mogiła, rozwiedziona,
ścięta, przeżyła”, która oddaje w przewrotny sposób tragedię każdej z nich. Ten
okres w historii Anglii obrała sobie za tło wydarzeń swojej słynnej już serii
książek Philippa Gregory, a do moich rąk trafił szósty jej tom, czyli „Klątwa
Tudorów”.
Małgorzata Pole jest teraz zwykłą, cichą kobietą. Córka
królów, potomkini dynastii rządzącej Anglią przed przejęciem władzy przez
Henryka VII, teraz, po gwałtownej śmierci brata, wydana za mąż za zwykłego
rycerza, postanawia usunąć się w cień, by chronić rodzinę przed manią
prześladowczą króla. Nie jest jej jednak dane żyć w spokoju – wezwana na dwór z
okazji ślubu byłego podopiecznego, Artura, pierwszego syna króla i następcy tronu z hiszpańską infantką
Katarzyną Aragońską, ma pełnić rolę opiekunki i doradczyni młodej pary. Młodzi
świata poza sobą nie widzą, jednak ich szczęście kończy się, gdy Artur umiera
na angielskie poty, przedtem wymuszając na Katarzynie przysięgę, że wyjdzie ona
za mąż za jego brata, Henryka, i zostanie królową, by poprowadzić porywczego i
niezdecydowanego młodzika i uczyć go dbania o dobro królestwa. Hiszpańska
księżniczka posuwa się do kłamstwa, by dotrzymać słowa. Tymczasem Małgorzata
dowiaduje się od królowej Elżbiety o klątwie, jaką ta rzuciła z matką na ród
Tudorów, czyli swego syna i wnuka, by nie doczekali się żywego męskiego
potomka… dalsze losy zdają się potwierdzać działanie rzuconych w gniewie słów.
Cieszy mnie fakt, że w przypadku książki pani Gregory akcja
nie jest widziana oczami żadnej z „głównych” postaci epoki, a właśnie lady
Pole. Jest ona postacią tym wdzięczniejszą, że idealnie pokazuje zmienne
oblicze władzy obu królów, przeżywając śmierć kolejnych swoich krewnych,
będących zagrożeniem dla pozycji obecnego władcy. Sama uczy się od małego, by
pozostawać w cieniu, ani jednym słowem nie zdradzając własnych poglądów na
sytuację w kraju, która z trudnej komplikuje się przecież coraz bardziej,
zwłaszcza w chwili, gdy rozpieszczony od dziecka Henryk VIII próbuje unieważnić
swoje małżeństwo pomimo sprzeciwu władzy kościelnej i własnych obywateli,
oburzonych takim traktowaniem dobrej królowej i łamaniem obowiązujących dotąd
praw i obyczajów. Małgorzatę poznajemy w chwili, gdy jest ona już żoną i matką
i towarzyszymy jej przez burzliwe lata. Muszę też stwierdzić, że autorka
świetnie oddała zmiany w postawie i charakterze bohaterki, ponieważ na starość
staje się ona mniej wrażliwa, twardsza, mniej uległa, ale też… irytująca. O ile
przez znaczną większość książki gorąco dopingowałam ją w działaniach, o tyle
rosnące zainteresowanie Małgorzaty stanem posiadania, w którym posuwa się aż do
tego, że pozbywa się w niechlubny sposób żony syna, nakłaniając zrozpaczoną po
śmierci męża kobietę, by oddała jej w opiekę rodzinny majątek przy jednoczesnym
kombinowaniu, by nie wydać na jej utrzymanie ani grosza, robi bardzo niemiłe
wrażenie – pani akceptuje wnuki, ale ich matki nie chce już widzieć. Przeraża
mnie trochę to, jak wiele zbędnego okrucieństwa można tu odnaleźć.
Akcja, pomimo że żywa i interesująca, szybko staje się
przewidywalna, jako że całość zdaje się mieć budowę sinusoidalną – raz
powodzenie i ogrom łask króla, raz upadek i poczucie zagrożenia. Z bogactwa w
nędzę i z powrotem. Stawia to w kiepskim świetle postać króla, który w swych
działaniach wydaje się nie kierować żadną logiką poza „chce mi się”, co jednak
nie jest w żadnym wypadku nadużyciem, jako że Henryk VIII z takiego charakteru
właśnie był znany. Jako postać w „Klątwie Tudorów” został ujęty w sposób spójny
i konkretny, pozwalający zauważyć, jak postępuje u niego skrzywienie na punkcie
własnej osoby i narasta mania prześladowcza, trawiąca też jego ojca, co w
obliczu faktu, że rzadko jest on bohaterem akcji jest faktem zasługującym na
pochwałę. Jednak właśnie ta przewidywalność z czasem wywoływała u mnie uśmiech,
gdy wydarzenia biegły dokładnie tak, jak myślałam. Nie mogę jednak powiedzieć,
by odbierało to urok całości czy powodowało, że książka była nudna – nie było
tak, wręcz przeciwnie, czerpałam przyjemność z czytania do ostatniej strony,
ciekawa losów Małgorzaty, królowej Katarzyny i jej córki Marii.
Moją szczególną uwagę zwrócił motyw wracający co jakiś czas
w powieści: pustosząca Anglię regularnie choroba, angielskie poty. Jako że jej
objawy są dość spektakularne a ofiara umiera szybko, nie bardzo potrafiłam
dopasować ten obraz do jakiejś znanej mi przypadłości, wirusowej czy
bakteryjnej. Jak podaje Wikipedia, choroba ta nie występuje współcześnie, nie
ma też dowodów na to, że faktycznie istniała, opisują ją jedynie źródła
XV-XVI-wieczne. Odgrywa dość istotną rolę w książce, znacząco wpływając na
sytuację na dworze królewskim, pojawia się też teoria, że jest oma częścią
klątwy, budząc coraz większe niepokoje w państwie, tak, że wręcz czuje się
narastające napięcie i wojnę domową wiszącą w powietrzu. Z historii jednak
wiemy, że na drugiej żonie Henryka VIII nie skończyły się zmiany osób w roli
królowej…
Moda na książki Philippy Gregory nie skończy się szybko, bo
zdecydowanie są one warte spędzanego przy nich czasu. To lekkie, raczej kobiece
czytadełka z odpowiednią dozą wiedz historycznej, umiejscowione w czasach
najbardziej burzliwych przemian społecznych, w których polityki jest niewiele,
za to sporo intryg i opisów ludzkich losów, od radości po tragedie.
Wielbicielom cyklu Wojny Kuzynów polecać tego tomu nie muszę, bo zapewne dorwali
go ręce jak tylko się ukazał, tym, którzy jeszcze nie czytali, a lubią takie
klimaty, polecam zapoznać się z nim jak najszybciej, resztę namawiam do
spróbowania, a sama zapisuję pozostałe tomy na liście książek poszukiwanych.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Książnica.
Dane ogólne:
Tytuł
oryginału: The King's Curse
Autor:
Philippa Gregory
Wydawnictwo: Książnica
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 552
Uwielbiam powieści Gregory, głównie dlatego, że ukazują wydarzenia historyczne z kobiecej perspektywy i prezentują ciekawie nakreślone portrety najbardziej znaczących kobiet tamtych czasów. Nie nazwałabym jej prozy lekkimi, kobiecymi czytadłami - pomimo tego, że to beletrystyka, jest ona poparta bardzo rzetelną i dobrze udokumentowaną porcją wiedzy historycznej, często też autorka snuje własne teorie dotyczące rozmaitych wydarzeń - nie wyssane z palca, ale poparte badaniami i mające oparcie w autorytetach naukowych, jako że sama też jest historyczką - a stąd jednak dość długa droga do popularnych, babskich czytadeł :) Cieszy to, że Gregory potrafi spopularyzować historię i podać ją w tak atrakcyjnym, strawnym wydaniu :)
OdpowiedzUsuńAch, i zapomniałam dopisać - fascynujące jest też to, że często jedno konkretne wydarzenie opisuje z różnych perspektyw, najczęściej dwóch stron konfliktu, i za każdym razem zdumiewa mnie, jak idealnie potrafi wejść w skórę dwóch diametralnie różnych postaci.
UsuńSłyszałam o tej autorce sporo sprzecznych opinii, chociaż większość ukazuje ją w pozytywnym świetle. Sama jeszcze nic nie czytałam, ale ta brzmi interesująco - co prawda Tudorów znam bliżej jedynie z serialu Showtime, ale chętnie poczytam o nich coś lepszego.
OdpowiedzUsuńWielokrotnie czytałam o książkach autorki i za każdym razem myślę sobie, że czas w końcu po nie sięgnąć. Wydaje mi się, że opowieści wpasują się w mój gust, bo takie lekkie potraktowanie historii (raczej jako klimatycznego tła niż głównej osi zdarzeń) może mi się spodobać, jeśli tylko opowieść będzie w stanie mnie wciągnąć.
OdpowiedzUsuńjeśli sięgnę po powieści Gregory, zacznę od tego cyklu. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://wyznaniaczytadloholiczki.blogspot.com/