Co może być wdzięczniejszym tematem na powieść niż miłość?
Albo inaczej – czy da się napisać dobrą i chwytliwą książkę bez tego motywu,
nawet przewijającego się gdzieś w tle? Teoretycznie tak, jednak już w przypadku
literatury czysto obyczajowej nie wydaje się być to możliwe, ani nawet
sensowne. Nie ma w tym nic złego, historie romantyczne, jeśli tylko nie są
przesadnie udziwnione bądź wyidealizowane, czyta się przyjemnie i z przejęciem,
zwłaszcza, że niemal nigdy nie są to opowiadania o krótkiej, prostej fabule. W
jednym przypadku jest ona, mimo prostego, męskiego przekazu, nawet bardzo
skomplikowana.
Bohaterem „Ławki” Jerzego Jaworskiego jest mężczyzna około
30-stki, dziennikarz, może kiedyś pisarz, a nade wszystko człowiek samotny,
którego życie dzieje się bez jego większej ingerencji: pracę znajduje mu wujek,
pieniędzy mu nie brakuje, tylko życie prywatne jakoś tak nie chce się ułożyć.
Wolny czas spędza na spacerach do parku, gdzie przystaje zawsze w tym samym
miejscu, obserwując młodą dziewczynę, siedzącą na ławce zawsze z nosem w
książce. W myślach nadaje jej imiona, marzy o tym, jak mogłyby wyglądać ich
spotkania i rozmowy, gdyby tylko odważył się do niej odezwać, snuje domysły,
kim też ona może być… Taka sytuacja mogłaby trwać w nieskończoność, gdyby nie
fakt, że przez jedną nie do końca przemyślaną decyzję traci on pracę, i,
skłoniony tym faktem do wzięcia się za siebie, przy okazji postanawia zrobić
też pierwszy krok w kierunku nieznajomej czytelniczki. Sytuacja rozwija się
jednak nie do końca po jego myśli…
Pierwsze, co można zauważyć zaczynając czytać „Ławkę”, to że
książka jest diabelnie wręcz przegadana. Nie jest to po prostu opis
następujących po sobie wydarzeń z przerwami na dialog, to szczegółowa relacja z
tego, co robi czy myśli główny bohater. Niewiele jest rzeczy, które potrafią
mnie zirytować w czytaniu tak, jak właśnie przesadne śledzenie czynności,
wykonywanych przez postać: od wstania z łóżka, przez wizytę w toalecie i
zrobienie sobie śniadania, okraszone szczodrze jego przemyśleniami na tematy
różne… Po co to, czemu ma to służyć? Bez połowy tych rzeczy książka mogłaby się
obyć, jednak straciłaby też sporo na objętości, a już i tak ilością stron nie
grzeszy. Dodam jeszcze to, że przy wewnętrznych monologach nasz dziennikarzyna
lubi się czasem powtórzyć, a niektóre rzeczy (jak jego wielka i niespełniona
miłość) po prosu przeżywa jak przysłowiowa mrówka okres; treść nie jest w żaden
sposób podzielona na rozdziały, więc daje to chyba dość dobry wgląd w to, czego
się można spodziewać po konstrukcji tekstu – dużo rzeczy na raz.
Co do samego bohatera, tu rzecz mogę ująć z dwóch punktów
widzenia, zacznę więc może od tego korzystniejszego. Jest on ciekawy z powodu
faktu, że radzi sobie w życiu, pomimo faktu, że wydaje się być zupełnie do tego
radzenia nieprzygotowany, skoro nie bardzo potrafi nawet sam sobie poszukać
pracy, co irytuje nawet jego wuja-„szychę”. To, jak autor postanowił
opowiedzieć jego historię daje czytelnikowi możliwość poznania go nie tylko od
strony uczuciowej, jednak zabieg, o którym wspomniałam wyżej powoduje jeden
skutek uboczny: rozdrabnia jego postać na tyle drobniejszych spraw, że czasem
gubią się te główne. Ja odczułam to tak, że wszelkie jego fascynacje i
zainteresowania są bardzo ulotne, a największa nawet miłość potrafi zblednąć
wobec perspektywy zjedzenia jajecznicy, która okazuje się być problemem
jednakowo – jeśli nie bardziej - intrygującym. W rezultacie następuje
przeładowanie nieistotnymi szczególikami, podczas gdy dzieje się tam przecież
dobrych parę naprawdę istotnych procesów, przykładowo: problem różnicy wieku
między bohaterem a jego wybranką i to, jak na tę sprawę reaguje ojciec panny. A
tu się dzieje sporo, albo mogłoby się dziać, gdyby nie…
Cierpią na tym bardzo wszystkie inne występujące w książce
osoby. Są to, jak mam zwyczaj mówić w takich razach, personifikacje jednej
cechy: ich zachowanie, reakcje, styl mówienia jest podporządkowany pod ten sam
schemat i obracają się wokół tego właśnie, określonego już na wstępie atrybutu:
panna jest śliczna i naiwna, koleżanka z pracy – opiekuńcza (bez wyjątków,
cokolwiek by się nie zrobiło…), ojciec nieprzejednany, a wuj surowy. Łącznie daje to następujący obraz: szara plama
(może kilka odcieni, ale jednak), w której porusza się ciągle zmieniający się
kolorowy punkcik, symbolizujący naszego dziennikarza, przy czym i w nim po
chwili daje się zauważyć pewną powtarzalność działań.
Nie mogę jednak stwierdzić, że książka jest nieciekawa,
chociaż do „lawiny zdarzeń” zapowiadanych w opisie też jej daleko, a może
raczej – one tam są, ale trudno je wyłowić w chaosie dygresji. Sama koncepcja
bohatera jest interesująca i intrygująca, a chociaż reprezentuje on typ osoby,
która nie bardzo ma predyspozycje do stania się ulubieńcem czytelnika to jednak
trudno z nim po cichu nie sympatyzować, jako że po prostu nie jest głupi, nawet
jeśli dostał od autora sporo naiwności i nietypową wręcz dozę romantyzmu. To po
prostu ktoś, komu ma się ochotę dać przyjacielskiego szturchańca, by się
ogarnął i zobaczył parę rzeczy takimi, jakie są naprawdę; na to też się trochę
czeka w trakcie czytania.
Trudno mi nie zauważyć, przechodząc do bardziej technicznej
strony książki, że chociaż jest zadbana pod względem korekty i redakcji, wydana
schludnie i porządnie, z ładnymi akcentami w miejscu numeracji stron, to opatrzona
została ona tragiczną po prostu ilustracją na okładce. Całość przypomina na
pierwszy rzut oka bardziej tomik poezji niż powieść, co nie jest rzeczą złą
jeśli wziąć pod uwagę jej tematykę, jednak dokładniejsze oględziny ujawniają
zrobiony amatorsko fotomontaż ławki wklejonej na obrazek parku, z równie
topornie doklejoną różą. To się po prostu rzuca w oczy, myślę też, że zrobienie
telefonem komórkowym zdjęcia w pierwszym z brzegu skrawku zieleni miejskiej
byłoby tańsze i dało lepszy rezultat. Nie rozumiem też zapisu na stronie
tytułowej: „ŁawkA” – dlaczego? Cokolwiek poeta miał na myśli…
„Ławka” jest pozycją specyficzną i nie każdemu czytelnikowi
przypadnie do gustu. Z jednej strony historia opowiedziana w niej jest ciekawa
i nietuzinkowa, z drugiej, forma, w jaką ją ujęto, pozostawia wiele do
życzenia. Nie wzbudza żadnych skrajnych uczuć, nie porusza, ale też i nie
nudzi, jest po prostu średnia, chociaż po drobnej interwencji w sposób podania
mogłaby sporo zyskać na jakości. Zdecydowanie daje się czytać, nie zniechęca
mimo specyfiki, nadrabiając braki fabułą. Do luźnego poczytania jako „coś
innego” nadaje się bardzo dobrze.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję wydawnictwu Dziewięć Muz.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Ławka
Autor: Jerzy Jaworski
Wydawnictwo: Dziewięć Muz
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 224
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"przeżywa jak przysłowiowa mrówka okres" I like it:D
Usuń