czwartek, 10 września 2015

Kącik Herbaciany #6: Taheebo Pikantna Róża

Posty herbacianie wracają po dłuuugiej przerwie - przez jakiś czas po prostu nie było ani czasu, ani też specialnie o czym pisać. Na szczęście ten trudny okres minął, i w nadchodzących dniach na blogu pojawiać się będą regularnie nie tylko notki herbaciane, ale też całkowicie nowy cykl - kontynuacja "Z Koszyka Czarownicy" z mojego bloga Golden Lies Factory, który jest już w tej chwili nieaktywny. Ukazały się tam posty dotyczące aloesu, skrzypu i henny w zastosowaniu zewnętrznym, typowo urodowo-zdrowotne. Jeśli ktoś ma ochotę poczytać i zapoznać się z właściwościami tych roślin oraz metodami ich wykorzystania w pielęgnacji skóry i włosów - zapraszam pod ten link, Notki w nowym cyklu będą dotyczyły zielarstwa i ziołolecznictwa, ale w ujęciu ogólnym, więc zapewne w większości będą obejmowały, poza właściwościami ziół, zaleceniami i przeciwwskazaniami do stosowania, przede wszystkim metod ich przyrządzania i spożycia. Ale to wszystko wkrótce.

Tymczasem, nie odbiegając już dłużej od tematu, chciałabym przedstawić mieszankę herbacianią, którą zgarnęłam przy jednej z moich pierwszych wizyt w krakowskim Taheebo, a którą uznałam za szczególnie wartą uwagi, czyli nr 27: Pikantna Róża. Bardzo podoba mi się sposób pakowania herbat tej firmy: charakterystyczne pudełeczka utrzymane w odcieniach zieleni, z okienkiem, ptzez które widać dobrze składniki. Świetną rzeczą jest też tabelka, którą można znaleźć na tylnej ich ściance, zawierająca ogólne wskazówki co do zaparzania herbat z podziałem na rodzaje, wskazującą też czas, jaki trzeba odczekać po zagotowaniu wody, by miała ona odpowiednią temperaturę. Dzięki temu osobom, które przywiązują wagę do całego ceremoniału parzenia, niepotrzebny będzie termometr - który, swoją drogą, wygląda odrobinę pretensjonalnie przy takiej czynności.

Skład jest dość prosty, ale bardzo ciekawy: herbata pu erh 51%, hibiskus, dzika róża 10%, jabłko, głóg owoc, aronia owoc, aromat, pieprz czerwony 2%, płatki róży,

Pu erh to rodzaj herbaty czerwonej. W przeciwieństwie do czarnej i większości zielonych nie ma działania pobudzającego, a wręcz przeciwnie, zawiera też mikroelementy, jak wapń, mangan czy fluor. Działa wspomagająco na procesy trawienia i łagodząco na wątrobę. W suszu na zdjęciu obok dobrze widoczne są jej poskręcane czarne listki. Tym, co zwraca uwagę są całe ziarna czerwonego pieprzu - muszę przyznać, że zawsze najbardziej kuszą  mnie mieszanki zawierające pieprz, bo nadaje on naparowi charakterystyczną, lekko pikantną nutkę smakową. Czerwony pieprz (nasione drzewa pieprzowego Schinus terebinthifolius) normalnie w smaku jest podobny do czarnego, jest jednak od niego bardziej aromatyczny,  Dodatkowo w mieszance wyraźnie odznaczają się całe, duże płatki róż i jej owoce, można też wyłowić wzrokiem hibiskus. Ten ostatni wraz z owocami głogu i róży nadaje herbacie właściwości rewitalizujących i poprawiających odporność, ze względu na zawartość witamin, głównie witaminy C,

Mieszanka ma niesamowicie intensywny zapach, w którym najbardziej zaznacza się róża - herbatka pachnie po prostu jak potpourri, ale nie tym podrabianym geraniolem, a prawdziwym, jak suszone płatki róż, z lekką nutą różanego drzewa. Ten aromat utrzymuje się bardzo długo, nawet zostaje na dłoniach po przypadkowym dotknięciu. Można po prostu stać i wąchać.

Herbatę przygotowujemy, zalewając łyżeczkę-dwie suszu gorącą wodą - ale nie wrzątkiem. Najlepiej odczekać około 3-5 minut od zagotowania, w tym czasie jej temperatura spadnie do około 90 stopni. Parzymy pod przykryciem do 5 minut, dłuższe parzenie może sprawić, że herbata nabierze bardziej kwaskowego posmaku.

Napar powoli nabiera charakterystycznego, czerwonego koloru, jasniejszego lub ciemniejszego, w zależności od ilości użytej mieszanki. Ja wolę dać mniej, by była lżejsza w smaku, na zdjęciu wyszła mi pomarańczowa, ale to kwestia światła, podejrzewam, bo "na żywo" ma kolor czerwony, lekko nawet wpadający w róż.

 Po zaparzeniu nadal wyraźnie czuć aromat róży, jest ona też wyraźnie wyczuwalna w smaku, ale to nuta kwiatowa, nie owocowa, z tylko lekko kwaskowatym "tłem". W zależności od tego, ile ziarenek pieprzu się "trafiło" może też bardziej lub mniej szczypać w język, i być po prostu lekko ostra - co w połączeniu z płatkami róż ma, jak dla mnie, spory urok. Zupełnie nie czuć goryczy, co jest zaletą herbaty pu erh.

Czy coś bym w niej zmieniła? Nie. W mojej opinii napar nie wymaga nawet dosładzania, ponieważ jej smak jest na tyle subtelny, by nie było to konieczne, chociaż dopuszczam tą myśl jako sposób wydobycia z herbaty bardziej owocowych smaczków, bałabym się chyba jednak, że cukier zagłuszy posmak pieprzu. Pikantną Różę polecam osobom lubiącym bardzo aromatyczne herbaty o charakterystycznym smaku z nutami kwiatowymi, a dla mnie zostanie ona jedną z ulubionych,


Pikantną Różę można dostać stacjonarnie w ziołokawiarniach Taheebo w Krakowie lub kupić przez internet.


3 komentarze:

  1. Podoba mi się seria o herbacie :) chcę więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też chcę więcej! A tę mieszankę zapisuję jako "do spróbowania", brzmi kusząco.

    OdpowiedzUsuń
  3. Taka mieszanka chyba by mi zasmakowała. Pycha!

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: