piątek, 25 września 2015

Czy jest na sali lekarz? "Uzdrowiciel" Magdaleny Kułagi

   Fantastyka polska jest na dzień dzisiejszy bardzo prężnie rozwijającym się gatunkiem, a w szczególności coraz więcej obserwuje się na rynku książkowym debiutantów. Młodsi czy starsi, czasem nawet jeszcze w wieku szkolnym, każdy chce spróbować swoich sił w temacie, a nic tak jak fantasy nie daje pola do popisu dla wyobraźni. Wiele takich debiutów trafiło ostatnimi czasy w moje ręce, o sporej części reszty można wiele przeczytać na rozmaitych stronach pozostających w tematyce i klimacie, i ogólny trend jest bardzo obiecujący – zdecydowanie jest się czym pochwalić. Wiele więc miałam nadziei, zabierając się za „Uzdrowiciela” Magdaleny Kułagi, która to książka określana jako fantasy właśnie i z bardzo obiecującym opisem wzbudziła we mnie wręcz ogromną chęć, by się z nią zapoznać. Jakie więc było moje zdziwienie…

   Tytułowy uzdrowiciel to młody człowiek, Wiwan, obdarzony szczególnymi zdolnościami: poza tym, że leczy samym dotykiem (jak też i diagnozuje, oczywiście), potrafi odczuwać emocje osób będących wokół niego. Czasem tak silnie, jakby były jego własnymi. Jako najlepszy medyk w państwie szybko robi karierę, zostaje osobistym lekarzem na królewskim dworze, a władca nie chce go wypuścić spod swoich skrzydeł. Tymczasem w kraju trwa epidemia, a ludzie marzą, by choć z daleka zobaczyć słynnego uzdrowiciela, który jako jedyny potrafi im pomóc… Sytuacja z dnia na dzień staje się coraz bardziej napięta, zwłaszcza, że w samej siedzibie królewskiego rodu mają miejsce niepokojące sytuacje, a wszystkie przesłanki wskazują na brata obecnego króla.

   Jedno można bez wątpienia powiedzieć o tej książce: czyta się ją szybko, co jest niewątpliwą zasługą autorki i używanego przez nią języka. Opisy są barwne i rozbudowane, a w dialogach zastosowano odpowiednią dozę słownictwa nacechowanego emocjonalnie, by można było wczuć się w powagę sytuacji. Po całości tekstu widać wyraźnie, że ma on pewien potencjał, który jednak, przykro mi to mówić, został kompletnie zmarnowany, ponieważ poza wymienionymi przeze mnie powyżej plusami, jest w nim też całkiem sporo niedociągnięć.

   Postać Wiwana jest ciekawa sama w sobie, chociaż sam bohater nie ma do powiedzenia zbyt wiele, stanowiąc raczej filtr, przez który przepuszczane są emocje i działania innych postaci – on sam tylko cierpi. Jego dar jest radośnie wykorzystywany przez miejscowy czarny charakter, czyli królewskiego brata. Ów człowiek i jego działania stanową element, który od książki mnie dosłownie odrzucił – zapoznając się z jego postępowaniem na początku po prostu miałam ochotę się załamać. Czy za główną tematykę obrano… masturbację? Sceny, w których Terlan oddaje się rozmyślaniom nad tym, co by zrobił z królową, gdyby mógł, bądź też oddaje się przyjemnościom (jednostronnym zazwyczaj) z którąś z dam dworu są po prostu obrzydliwe. W tych właśnie momentach barwny i żywy język autorki zaczyna działać na jej niekorzyść, dosadność i wulgarność wprost kipi ze stron, a całości dopełniają odczucia szczególnie w tym względzie wyczulonego medyka, który zdaje się być częścią zabaw Wicekróla. Pozwolę sobie nawet zacytować:
„Wiwan z obrzydzeniem wspominał te chwilę, gdy tamten z satysfakcją sięgnął dyskretnie do swoich spodni. Następnie delektując się odrazą uzdrowiciela, powoli i starannie wtarł rękę w kaftan młodego mężczyzny. Aby dopełnić dzieła, z premedytacją i znajomością rzeczy, ujął jego dłoń i mocno uścisnął. Zapach tej dłoni sprawił, że Wiwana ogarnęły mdłości. Z trudem nad sobą panował."

   „Uzdrowiciel” niestety niezbyt dobrze prezentuje się też pod względem fabuły. Sytuacja królestwa jest niezbyt jasna nawet po przeczytaniu sporej części książki, w wydarzeniach trudno się rozeznać z powodu ich chaotyczności, a bohaterowie, których jest sporo, po prostu się mylą. Bardzo rzucają się w oczy pewne motywy – jak choćby specjalna umiejętność Wiwana czy mityczna zdolność bliźniąt jednojajowych do współodczuwania nawet fizycznych obrażeń. To już było. Co więcej, elementy te wydają się być wstawione niejako na siłę i bez pomysłu, co by z nimi zrobić dalej. Są – bo brzmiało to fajnie. Wyszło trochę gorzej. Najgorszą jednak bolączką są niedociągnięcia już od strony technicznej: brak korekty. Tekst wygląda miejscami jakby nikt go nawet nie przejrzał przed publikacją, zdarzają się powtórzenia całych zdań, pojedynczych słów, zdania pozbawione sensu, o nagminnie występujących literówkach już nie wspominając. Trudno mi jest wyobrazić sobie, dlaczego ktoś chciałby wypuszczać do sprzedaży coś tak niedopracowanego – to po prostu brak szacunku dla czytelnika.

   Podsumowując, trudno mi polecić tę książkę komukolwiek, może jedynie jako ciekawostkę, a nie poważną pozycję w tak lubianym przeze mnie gatunku. W mojej opinii całkiem nieźle rokująca powieść została zniszczona przez wulgarnie opisane wątki erotyczne w zdecydowanie zbyt dużej ilości. „Uzdrowiciela” miałabym ochotę porównać do innego debiutu w ładnie nazwanym erotic fantasy, „Strzały Kusziela”, ale tylko po to, by wykazać, jak wielka jest przepaść między oboma tymi książkami. Dodając do tego fakt, jak ta pozycja została potraktowana przez wydawcę – raczej odradziłabym czytanie jej, bo można ten czas poświęcić na coś, co czytelnika nie zniesmaczy już na wstępie.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Goneta.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Uzdrowiciel: Cienie przeszłości
Autor: Magdalena Kułaga
Rok wydania: 2014
Polskie wydawnictwo: Goneta
Liczba stron: 352

4 komentarze:

  1. Raczej nie przeczytam, szkoda mi na to czasu. Natomiast motyw odczytywania emocji dotykiem skojarzył mi się z "Martwą strefą" Stephena Kinga, w której główny bohater przy dotyku poznawał przeszłość i przyszłość człowieka. Swoją drogą bardzo polecam, ale jak już stwierdziłam - "Uzdrowiciela" raczej nie przeczytam.

    Zapraszam i do siebie,
    kieleckoowszystkim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, opis fabuły w tej recenzji nie pokrywa się z rzeczywistością. W rzeczywistości bowiem tytułowy bohater zostaje porwany na dwór królewski, nie zaś robi szybką karierę a co do marzeń ludzi...cóż tak delikatnie bym tego nie ujęła. To nie wszystko lecz na tym zakończę. Zachęcam do zapoznania się z opisem dostępnym w Internecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całym szacunkiem, piszę tak, jak zrozumiałam czytając, jeśli różni się to w szczegółach, to cóż, mogłam się pomylić. Nie sądzę jednak, bym miała doszukiwać się dalszych informacji, swoją przygodę z "Uzdrowicielem" zakończę w tym miejscu.
      Zyczę powodzenia w dalszej drodze.

      Usuń
  3. Jeszcze na początku recenzji brzmiało to całkiem zachęcająco, ale niestety, to było chwilowe. Szkoda, że tak to wyszło, bo sam pomysł na historię i moce głównego bohatera mógł być rozegrany w jakiś ciekawy, oryginalny sposób.
    A wspomniany "Kusziel" ciągnie się za mną już od dawna, chyba muszę się w końcu za niego zabrać. ^^

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: