
„Oko Jelenia” to opowieść o młodych podróżnikach w czasie.
Przenoszeni przez pozaziemską siłę nie do końca skłonną słuchać ich opinii
przeżyli wiele przygód, by teraz się rozdzielić. Marek postanowił wrócić do
własnych czasów, na stare śmieci i spokojnego życia. Staszek poprosił, by
przerzucić do w okolice powstania styczniowego, w czas poprzedzający tragedię w
domu jego ukochanej, by móc spróbować uratować jej życie. Trafia niemal
idealnie - dwór państwa Korzeckich napadli Rosjanie, dziedzica zabili, planując
majątek rozkraść i podpalić na odchodne. W tym przeszkodził im Stanisław – z
zaskoczenia wpadając, zastrzelił wszystkich. Niestety dom już się palił, więc
mając pewność, że Helena jest cała i zdrowa, pomógł jej wynieść co się da z
rodzinnych dóbr i zorganizował ucieczkę przy pomocy młodego Krzysztofa, zanim
zjawią się z pobliskiego posterunku posiłki, zaniepokojone dymem bijącym w
niebo. Cóż, panna uratowana, ale Staszka nie poznaje… w tych czasach jest
dziedziczką majątku, zaręczoną i poważną kobietą. Co tu robić?... Tymczasem
Marek nie ma lepiej – dopadł go ojciec zagubionego w przeszłości kolegi,
oskarżając go o udział w zaginięciu, jeśli nie zabójstwie syna. Obaj uświadamiają
sobie, że ich życie nie będzie wcale tak łatwe, jak im się to mogło wydawać.
Przede wszystkim, podoba mi się tak ukazana koncepcja
wędrówek w czasie, chociaż motyw sam w sobie nie jest niczym nowym. Młody
chłopak szukający kontaktu z poznaną w innej epoce dziewczyną to bardzo
romantyczna idea, zrealizowana w równie miły sposób: Helena Staszka nie pamięta,
nie zna, co więcej: jest z innej, wyższej grupy społecznej więc w obecnym
układzie nieosiągalna. Słabym punktem wydaje się wplecenie w to sił
pozaziemskich. Nie wiem, jak wyglądała sprawa w poprzednich tomach, tutaj
jednak opisy wskazują na coś zupełnie trywialnego jak na taką siłę, „ufoludki”,
mówiące zwierzęta, nie wiadomo właściwie czemu to wszystko służące… Napotkałam
więc pierwszą i największą wadę czytania tylko tej jednej części „Oka jelenia”.
Bohaterów mamy tu więcej niż dwóch, bo do Staszka dołącza
poznany pod płonącym dworem Krzysztof. Ci pierwsi to zwykłe chłopaki, może
posiadający trochę więcej życiowo-nieżyciowego doświadczenia zdobytego podczas
podróży w czasie, obaj inteligentni i kreatywni, ze spora wiedzą dotyczącą
interesujących ich wydarzeń w historii. Krzysiek wypada trochę gorzej, bo jako
syn chłopa pańszczyźnianego, nawet uczonego we dworze w zamiarze powierzenia mu
wyższego stanowiska, zupełnie nie przejawia cech typowych dla swojego statusu
społecznego, a powinien. Nie mam zastrzeżeń do jego bystrości czy zaradności,
jednak sposób wysławiania się, maniery, zachowania, w tym już powinno się coś
dać odczuć… u Korzeckich był co prawda częstym gościem, ale nadal wychowanym pod
strzechą w prostej rodzinie. Helena Korzecka za to jest postacią zupełnie bez
życia – jest, odpowiada niby tak jak powinna, planuje swoje dalsze działania,
ale w dziwny sposób okazuje jakiekolwiek uczucia. Chociaż wariuje pięknie i
zupełnie nielogicznie gdy dowiaduje się o tym, że jej narzeczony żyje acz
zamknięty jest w więzieniu, w przypadku straty ojca i domu rodzinnego już jakoś
nie widać jej przejęcia, i „powierzam życie bogu” tego nie tłumaczy. Jako osoba
nie budzi też we mnie, jako w czytelniku, żadnej sympatii; ot, jest – bo być
musi, żeby Staszek miał za czym biegać.
Książka ma też trochę słabych punktów w postaci błędów
logicznych, a pierwszy napotykamy już po kilku stronach, gdy trójka towarzyszy
ucieka z płonącego dworu. Otóż Krzysztof zostaje przez autora wspomniany z
imienia zanim się jeszcze zdąży przedstawić, co we mnie wywołuje konsternację –
scena kilka stron później, gdy ze Staszkiem podają sobie ręce i poznają imiona
jest jakby odrobinkę za późno. Takich nieścisłości znajdzie się jeszcze
troszkę, powodując dziwne poczucie niezrozumienia czytanego tekstu – a tego
zjawiska bardzo nie lubię.
Czy wobec tego próbę z tą książką uważam za udaną? Niestety,
nie bardzo. Nie odczułam aż tak braku wiedzy, wynikającego z faktu
nieznajomości poprzednich sześciu tomów, ale „Sowie zwierciadło” samo w sobie
nie jest szczególnie ciekawym przedstawicielem gatunku. Liczyłam na to, że
zachęci mnie do przeczytania poprzedników choćby już wizją świata
przedstawionego tam, ale nie stało się tak, po prostu w moim odczuciu jest to
powieść średnia i średnio interesująca. Z związku z tym nie mogę polecić jej na
luźne przeczytanie, co do osób, które inne tomy serii znają, można próbować, może
one znajdą tu coś dla siebie nowego.
Za ksiązkę dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Sowie Zwierciadło
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 492
Do tego autora nigdy nie ciągnęło mnie jakoś szczególnie, co teraz poskutkuje tym, że myśl o jego książkach odkładam na długi czas :)
OdpowiedzUsuńJa polubiłam jedynie Wędrowycza. Tylko.
UsuńHelena zwraca się do Krzysztofa po imieniu kila stron wcześniej niż on przedstawia się Staszkowi
OdpowiedzUsuń