Książki o podboju kosmosu mają szczególne miejsce w
literaturze. Niewiele rzeczy tak pobudza wyobraźnię, zwłaszcza człowieka
związanego z nauką, jak nieograniczona przestrzeń i możliwości jej zbadania,
może nawet znalezienia innych form życia… od dawna towarzyszy nam pytanie czy
jesteśmy sami we Wszechświecie, a kwestia ta podnoszona jest co jakiś czas od
początku również w literaturze, gdzie powstają różne wersje kontaktów z innymi cywilizacjami,
w rozmaitych ich formach, kształtach i podejściu do ludzi. Znaczną jednak większość
łączy jeden motyw: zagrożenie. Obcy są inteligentniejsi, lepiej rozwinięci,
bardziej zaawansowani technologicznie i… wrodzy, a co najmniej obojętni, co też
nie stanowi pozytywnego aspektu. Co jednak w przypadku, gdy postanowią się nami
pobawić?...
Hakon Lindberg jest członkiem załogi ISS Accipitera, na
pokładzie którego przemierza kosmos pogrążony w stanie diapauzy wraz z resztą
załogi. Poznajemy go w momencie, w którym budzi się, widząc nad sobą, przez
szybę komory, osuwające się po niej zakrwawione ciało. W panice wydostaje się,
by zobaczyć przerażający obraz… z załogi nie przeżył nikt, poza nim i
nawigatorem, Diją Udinem. Jednak napastnika ani śladu, pozostały tylko
pokiereszowane ludzkie ciała i przekaz dźwiękowy: „Rah’ma’dul”. Co może zrobić
dwóch ludzi, astrochemik i nawigator, w takiej sytuacji? Dlaczego przeżyli, i
gdzie ukrył się napastnik? Czego od nich chce i kim jest? Pytania, zamiast
znajdować odpowiedzi, zdają się mnożyć z godziny na godzinę.
Przyszłość to kolonizacja innych planet. Misje, wysyłane w
kosmos w „Chórze zapomnianych głosów” mają głównie za zadanie odkryć miejsce
odpowiednie do zasiedlenia, jednak w momencie zawiązania akcji nie znajdujemy
się w szczególnie odległych czasach: nie udało się jeszcze przekroczyć
prędkości światła, a wyposażenie statków kosmicznych nie zawiera niczego, co
wydawałoby się na dzień dzisiejszy cudowne bądź niemożliwe do wykonania –
pomijając komory kriogeniczne. W ten sposób poradzono sobie z odległościami –
statki podróżują po 50 i więcej lat z zamrożonymi, uśpionymi załogami. Co do
samej technologii, nie można mieć pewności, jako że, jak zaznaczył autor, tak
długie podróże na pewno spowodują różnice, i pewnie rozwiązania zostały
zestandaryzowane – jak wielkość śluz powietrznych czy włazów, bądź ogólna
zasada ich działania, aby kiedyś, w razie potrzeby, nie napotkać przeszkód w
dostaniu się na pokład starszego okrętu. Sama diapauza została opisana też od
strony medycznej jako stan mający spory wpływ na organizm (w odróżnieniu od
zwykłej hibernacji, po której ludzie zazwyczaj wstawali jak po długim śnie…),
przede wszystkim pod względem ogólnej wydolności organizmu i procesów
zachodzących w mózgu: im dłuższa, tym bardziej niekorzystny wpływ, zaburzenia
równowagi, obniżenie odporności, pękające naczynia krwionośne czy inne problemy
ogólnoustrojowe, o obniżonym samopoczuciu już nie wspominając. Dodajmy do tego
kwestie psychiczne: pożegnanie na długi czas – jeśli nie na zawsze! - z rodziną,
świadomość faktu, że w momencie przebudzenia bliscy dawno nie będą żyli… To
pewnego rodzaju nieśmiertelność, ale ujęta w szczególny, techniczno-biologiczny
sposób. Taka konstrukcja wizji, z dopiętymi na ostatni guzik naukowymi
szczegółami, daje ładny, kompletny i dosyć realny obraz długiego lotu
kosmicznego, a mi, jako czytelnikowi, poczucie satysfakcji, że tak miło
pogłaskano żądną szczegółów naukowych ciekawość.
Dopracowani zostali też bohaterowie książki, i tu autor
postawił na różnorodność od samego początku. Lindberg jest, wedle własnych
słów, Skandynawem, który nie bardzo lubi mówić o sobie, będąc w zamian
człowiekiem konkretnym i nieskłonnym do okazywania emocji; za towarzysza dostał
Udina, muzułmanina, któremu nie zamykają się usta, nie ważne, czy ma coś do
powiedzenia, czy nie. To zetknięcie przeciwnych biegunów powoduje oczywiste
kolizje, nawet bez pojawiąjących się pomiędzy nimi nieufności i poczucia
zagrożenia – w końcu to ten drugi mógł być sprawcą tragedii na Accipiterze bądź
być w zmowie z napastnikiem. Muszą jednak współpracować, co wynagradzają sobie
ciągłymi przepychankami słownymi, które początkowo mogą irytować zważywszy na
to, jak bezużyteczni wydają się obaj, porzuceni samotnie w kosmosie. Żaden nie
ma umiejętności, które pozwoliłyby im na przeżycie. Ich ciągłe kłótnie – bo nie
rezygnują z nich kompletnie w żadnej sytuacji – drażnią też członków przybyłej
po nich wyprawy ratunkowej, i panom zdarza się oberwać po twarzach i dumie za
nie. Nie jest to jednak reguła, bo jeszcze częściej niż zirytować zdarzyło mi
się uśmiechnąć z ich wrednego humoru i wzajemnej złośliwości. We wspomnianej
brygadzie znajdą się też inne, warte wspomnienia postacie, jak choćby Nozomi Ellyse,
odpowiedzialna za łączność i będącą uosobioną kreatywnością z pełnym
przeszkoleniem technicznym, wcale niepozbawioną kobiecego uroku; bądź
głównodowodzący jednostki „ratunkowej” ISS Kennedy, którego tajemniczość jest
równa profesjonalizmowi. Ogółem, osób w kompanii nie sposób pomylić ze sobą czy
zapomnieć, każdy ma charakter, historię, własny sposób wyrażania się i
postępowania; nie da się ich też nie lubić.
A co z obcą formą życia? A czy to naprawdę są kosmici?
Kwestia wydaje się być wątpliwa pod wieloma względami, z czego najważniejszy
jest jeden: nikt niczego nie widział… prawie. Żadnych dziwnych postaci, obcych
statków kosmicznych, jest tylko pojawiające się co jakiś czas „Rah’ma’dul”,
którego znaczenia nikt nie potrafi zidentyfikować. Hipotezy są różne, od
wirusa, przez błędy programów i właśnie atak kosmitów, a sama tajemnica i
znajdowane co jakiś czas tyleż skąpe co straszne wskazówki dają książce pana
Mroza spory ładunek zagadek niemal kryminalnych oraz horroru. Napotykane przez
połączoną wyprawę elementy układanki stanowią niesamowicie energetyzujące
momenty, a na snucie domysłów co do zakończenia pozwalają jedynie tyle, że może
być ono jeszcze bardziej zaskakujące.
W trakcie czytania natrafiłam jedynie na jedną rzecz, która
stanowiła zgrzyt w tej pełnej akcji historii: równolegle do ISS Kennedy miała
miejsce inna wyprawa, którą w trakcie rozwoju wypadków zidentyfikowano jako
mającą za zadanie zająć się rozrodem ludzkości na innej planecie od strony czysto
medycznej: zawierała lekarzy i specjalistów od in-vitro, a także zamrożone
komórki rozrodcze ludzi. Ten statek początkowo nazwany został ISS Challenger, następnie
jednak zmienił nazwę na ISS Laevitt. Czy autor po prostu zapomniał się w tym
przypadku? Przyzwyczaiłam się do kontrowersyjnego Challengera, więc taka
zamiana zdezorientowała mnie trochę, sprawiając, że zaczęłam przeczesywać
fragmenty już przeczytane w poszukiwaniu czegoś, co być może pominęłam, a co by
to zjawisko tłumaczyło, niczego jednak nie znalazłam. Uznaję więc to za zwykłe
przeoczenie.
„Chór zapomnianych głosów” jest książką wciągającą i
dopracowaną, chociaż tym, co w głównej mierze tak korzystnie wpływa na mój jej
odbiór jest akcja: nie ma przestojów, ciągle coś się dzieje, akcja łamie się i
zmienia kierunek, a potem pojawiają się kolejne wyjaśnienia i szczegóły, a całość
nie daje chwili wytchnienia. Podczas czytania nasuwa się nieraz skojarzenie ze słynnym już "Obcym", jednak podobieństwo jest jedynie pozorne i zawiera się w klimacie całości, stanowiąc kolejną z jego zalet. Opisy przeżyć i stanów emocjonalnych bohaterów nie
są rozwlekłe, ale skonstruowane tak , że dają niemal odczuć ich wrażenia na
własnej skórze. Trzeba też trochę zimnej krwi, zwłaszcza, jeśli zamierza się tę
książkę czytać nocą, tak jak ja to zrobiłam – potrafi przestraszyć, nawet nie
pokazując wyraźnie, co takiego przerażającego się tam znajduje. Zdecydowanie
jest to mocna rzecz, którą docenią nie tylko wielbiciele space opery, i mogę
powiedzieć zupełnie szczerze, że aż prosi się, by ją sfilmować.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Genius Creations.
A książkę można kupić TU (:
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Chór zapomnianych głosów
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 416
Uwielbiam Chór zapomnianych głosów :D Dla mnie to najlepsza książka Mroza :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze innych, niestety ):
UsuńTej jeszcze nie mam. Ale znając mnie, w końcu to zmienię. :D
OdpowiedzUsuńMoże nawet prędzej niż później (;
UsuńMróz <3 "Poznałam" go kiedy nie był jeszcze tak popularny, teraz z każdą kolejną książką zachwyca
OdpowiedzUsuńhttp://chcecosznaczyc.blogspot.com/
Dużo słyszałem o autorze, ale sam nie wiem czy zdecyduję się na lekturę. :)
OdpowiedzUsuńhttp://recenzjewojtka.blogspot.com/