czwartek, 5 marca 2015

Smack my bitch up! "Wenus bez futra" Saszy Różyckiej


  Co kieruje osobą, która podejmuje się pracy striptizerki? To, i wiele innych pytań chciałoby się zadać, a przynajmniej spora część osób, które nigdy nie miały styczności z tym zawodem, mogłaby chcieć. Część będzie zniesmaczona, część zafascynowana, a część uda, że to dla nich nic nowego. Czego wobec tego oczekiwałam po tej książce? Po pierwsze: czegoś na miarę co najmniej „Wyznań chińskiej kurtyzany”, zestawu pikantnych szczególików, zakrawający na wulgarny styl pisania i kulawe próby dopisania do tego ideologii. Po drugie: płytkiego języka osoby z szeroko pojętych nizin społecznych. Co dostałam? Na pewno nie to.

   Sasza Różycka wprowadza nas w swój świat stopniowo, umiejętnie dawkując napięcie i informacje. Począwszy oczywiście od podstawowej kwestii, czyli jak to się wszystko stało, opowiada historię dziewczyny, która, wykształcona i z pracą, która może i bywa satysfakcjonująca, ale jest też kiepsko płatna, i, co tu dużo mówić, bywa monotonna. Ta dziewczyna, poszukując innych możliwości zarobku, niejako przypadkiem trafia na ogłoszenie klubu nocnego, i, niejako dla żartu, odpowiada na nie… Do rana zapomina o sprawie, ale odpowiedź czeka w skrzynce e mailowej. Iść, nie iść? Cóż, do odważnych świat należy, a jak nie, to zawsze można wrócić do szarej rzeczywistości. Więc poszła, popatrzyła i… została.

   Oczywiście, wiele jest tu „pikantnych szczegółów” – w końcu taka właściwie jest specyfika tej pracy. Przedstawiona zostaje praca striptizerki niejako „od kuchni”: od momentu wejścia, przygotowań, organizacji, kontaktów między tancerkami, zarobków, klientów… Właśnie, klienci. To jedna z najciekawszych części tej książki. Otóż klienci, jak można się domyślić, będą mieli do specyficznego miejsca specyficzne podejście, ale czy zawsze trafione? Mężowie, ojcowie, kawalerowie na wieczorkach, szefowie korporacji czy biedni studenci… jak się okazuje, każdego z nich można rozpoznać łatwo. I jeszcze lepiej widać, jak czasem na wierzch wychodzi ich prawdziwy charakter. Osobiście podziwiam striptizerki – ja po krótkim czasie takiej pracy nabawiłabym się ciężkiej i nieuleczalnej pogardy do rodzaju męskiego, i może nie tylko, sądząc z przykładów pojawiających się tam „klientek”... I, z tego co można u pani Różyckiej przeczytać, niejedna właśnie takie podejście łapie.

   Książka jest mocna. Pewnie, nie jest to traktat naukowy ani pamiętnik grzecznej dziewczyny – z całości przebija się klasycznie materialistyczne, przedmiotowe podejście do niemal wszystkiego, z sobą sama i własnym ciałem na czele, co nie każdemu będzie odpowiadało, ale fakt zostaje faktem: to duże dziewczynki i one decydują, co z tym ciałem zrobią. A przy okazji,  jedna z nich w tej książce daje nam wgląd w takie kwestie, jak: co się dzieje na wieczorach kawalerskich czy imprezach służbowych w strip clubach, jak zachowują się tam „porządni” mężowie i ojcowe, za co i ile potrafią płacić… momentami to wręcz szokuje. A gdy dostaniemy dokładną analizę zachowania i motywów na przykładach, to może pojawić się niesmak. Drugą stroną medalu jest równie dokładny przekrój własnych motywów i odczuć samej Saszy, dzięki czemu całość  ani trochę nie brzmi obco, a watki o spełnianych dzięki tej pracy marzeniach sprawiają, że można wręcz zacząć zazdrościć.

   Podsumowując: książka jest wręcz zaskakująco dobra. Napisana przez osobę inteligentną i bystrą, która sama wybrała taką ścieżkę życia, mając świadomość wszystkich korzyści i wad, i nie kryje się z tym, co pozwala jej tym lepiej ułożyć się w życiu i w pracy, i z bliskimi. Czy po przeczytaniu tego nadal będziesz uważać, że praca striptizerki to „iście na łatwiznę, dla desperatek”? Zdziwisz się, czytelniku, i to bardzo. Polecam zdecydowanie: pisana lekkim, choć momentami wulgarnym językiem, co uzasadniają emocje, opisuje w jasny, prosty sposób wiele kwestii, o które może nie wypadałoby pytać, albo zwyczajnie nie byłoby jak. I chociaż można nie pochwalać takich a nie innych życiowych wyborów, i pozostać przy tym po przeczytaniu – jak najbardziej, podejście do nagości jest sprawą czysto indywidualną! – to jednak się wie. I trochę więcej rozumie.

Za ksiażkę dziękuję portalowi Sztukater (;

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Wenus bez futra
Autor: Sasza Różycka
Wydawnictwo: Black Publishing, Wydawnictwo Czarne
Rok wydania polskiego: 2015
Ilość stron: 296

***

Ta książka powinna mieć oficjalny soundtrack! Tyle w niej muzyki.
https://www.youtube.com/watch?v=hZPECFQ4NhE

5 komentarzy:

  1. Brzmi jak bardzo ciekawa pozycja, chętnie się zapoznam. Zawsze miło zobaczyć publikacje, które w jakiś sposób walczą ze stereotypami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że to nie tyle walka ze stereotypami, co spojrzenie na nie z trochę innej strony.

      Usuń
  2. Przyznam, że nie czytałam nigdy książki na ten temat, więc może mnie bardzo zaciekawić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książkę bynajmniej nie głupia. Dość interesująco ją przedstawiłaś i nie pozostaje mi nic innego, jak się z nią poznać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czuję się zaintrygowana i zachęcona...

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: