wtorek, 17 marca 2015

Historia wojenna z miłością w tle. "Róża na chodniku" Jacka Krawczyka

   Wojenne miłości to obrazki, które poruszają od lat, towarzysząc nam na ekranach telewizorów, kin i na kartach książek. Niektóre wracają co jakiś czas, odświeżone, czasem pojawiają się nowe, a część nadal czeka na zapisanie. Są lepsze, są gorsze… Po tego typu powieści sięgam zazwyczaj z przypadku, woląc „poważniejsze” podejście do historii i suche fakty od upiększonych ludzkimi wzlotami i upadkami wydarzeń w tle, jednak, jako że niewielką mam wiedzę akurat w temacie wojny domowej w Jugosławii, po „Różę na chodniku” sięgnęłam jako po podane w lekkostrawny sposób, małe uczydełko.

   Głównym bohaterem jest Jacek, który wyjeżdża na wakacje do socjalistycznej jeszcze Jugosławii, zjednoczonej pod rządami marszałka Tito ideą braterstwa, bawiąc się w międzynarodowym towarzystwie studentów, zaangażowany w brygady wykonujące prace społeczne. Typowo beztroski student korzysta z życia, trafiając w końcu niejako przypadkiem do gabinetu pięknej pielęgniarki Fatimy, na zastrzyk, od którego to zaczyna się ich wielka i namiętna miłość. Uczucie nie kończy się na wakacyjnym romansie, ale i żadne z nich nie może opuścić kraju dla tego drugiego, więc w momencie wyjazdu Jacek ślubuje wrócić za rok do ukochanej, a ona wiernie czekać. I tak też robią. Kilkakrotnie.

   Pomińmy na razie wątek miłosny. W momencie zawiązania akcji w państwa Kotła Bałkańskiego są oficjalnie Socjalistyczną Federacyjną Republiką Jugosławii, skupiającą narody Słowenii, Chorwacji, Bośni, Serbii, Czarnogóry i Macedonii, mówiące różnymi językami, różniące się religią, zwyczajami i poglądami na sytuację polityczną państwa. W towarzystwie Jacka poznamy przedstawicieli niemal każdego z nich, zobaczymy też wyraźnie różnice między nimi i to, jak sobie z nimi radzą… do czasu. Z każdym powrotem na te tereny napięcie rośnie, bo spokój, braterstwo i jedność coraz wyraźniej okazują się być pozorne i tymczasowe. Jak to się objawia? Przede wszystkim konfliktami, które przestają być żartobliwie zbywane, a prowadzą coraz częściej do rzucanych mimochodem, bardziej lub mniej skrycie, wyzwisk z odniesieniami do narodowości adresata. Oleju do ognia dolewają „wieszczące” koniec równowagi przypadkowe osoby, twierdzące, że razem z Tito umrze i zjednoczona Jugosławia. Bardzo słusznie twierdzące, bo do rzeczonej śmierci dochodzi,  i Jacek, wracając do miejsca konfliktu już jako korespondent wojenny, trafia w coraz większy chaos, od bójek, powstań aż do otwartej wojny. I jest to rzecz, która w książce podobała  mi się najbardziej, a może nawet, jako jedyna – ten obraz rosnących napięć, pokazany w sposób pozwalający to zrozumieć, a także odrobinę przerażający. Nasuwa się też lekkie skojarzenie z kwestią muzułmańską na zachodzie Europy, nie wiem, czy to celowe, czy przypadek, ale niepokoi tak czy inaczej.

   No dobrze, miłość. Polski student i najładniejsza dziewczyna w obozie, połączeni wielkim, ale i nie do końca szczęśliwym uczuciem. Już sama scena ich poznania się i pierwszego seksu (w jednym!) woła o pomstę do nieba – brzmiąc jak opis fantazji erotycznych autora na punkcie egzotycznych pielęgniarek, które robią cierpiącym pacjentom zastrzyki (w pośladek, oczywiście, po zdjęciu spodni), a następnie uprawiają z nimi dziki seks na kozetce w gabinecie. Pacjent od razu zostaje wyleczony. Dalsza historia to kolejne aktywnie spędzone miłe chwile, po czym następuje czułe i płaczliwe pożegnanie – aż do przyszłego roku, kiedy to cały scenariusz powtarza się. No i czy może być bardziej irytująca para niż dwoje ludzi, dorosłych, z pracą i jasną sytuacją życiową, którzy nie mogą być razem „bo nie”? On jej do Polski nie weźmie, bo nie, do Jugosławii też się nie przeniesie, bo nie, i niech cierpią, niech czekają latami na krótkie spotkania, niech zakładają rodziny – ale każde swoją! – nadal się kochając i spotykając czasem. To dwoje ludzi, którzy chcą być ciągle młodzi i nie zrobią nic, by ich związek mógł być po prostu normalnym, choć mieszanym narodowościowo małżeństwem, woląc pisać tęskne listy i uprawiać seks w hotelach raz do roku. Dlaczego tak, skoro to miłość jedyna i wielka? Ja tego nie rozumiem.

   Na okładce napisano, że jest to opowieść o miłości na tle wojny domowej w Jugosławii, a ja powiem inaczej: to pięknie opowiedziana historia konfliktów państw Kotła Bałkańskiego i czołowych przedstawicieli tamtejszej polityki, z jakimś tam wątkiem miłosnym wsadzonym przypadkiem w środek. Wojny i polityki jest tu o wiele więcej, nawet listy Jacka i Fatimy to często tylko opisy sytuacji panującej w kraju i okolicach. Sama ich miłość jest nijaka, opisana w sposób płytki i niezbyt interesujący, erotyka przeważająca nad uczuciami robi niemiłe wrażenie nawet w odniesieniu do stałości ich uczuć. Jeśli to własne przeżycia autora, to nie chciałabym być na miejscu „wybranki jego serca”. Osobiście natomiast cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę tylko z jednego względu: zdobyłam dzięki niej wiedzę, której mi brakowało, wskazała mi ona też kierunki, w których mogę szukać dalszej. Ale sama w sobie nie stanowi powieści, do której chciałabym wrócić.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater.

Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Róża na chodniku
Autor: Jacek Krawczyk
Wydawnictwo: Sorus
Rok wydania polskiego: 2014
Ilość stron: 188

3 komentarze:

  1. Po przeczytaniu Twojej recenzji mam bardzo... mieszane uczucia odnośnie tej książki. Chyba ją sobie odpuszczę... Choć znając samą siebie jeśli wpadnie mi w ręce to z ciekawości przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi ostatnio chyba nie idzie zachęcanie do czytania ;D

      Usuń
  2. Właśnie skończyłam czytać książkę. Zainteresowała i poruszyła mnie przede wszystkim tłem historycznym. Choć nie ukrywam, ze wątek miłosny również przypadł mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: