Wojenne miłości to obrazki, które poruszają od lat,
towarzysząc nam na ekranach telewizorów, kin i na kartach książek. Niektóre
wracają co jakiś czas, odświeżone, czasem pojawiają się nowe, a część nadal
czeka na zapisanie. Są lepsze, są gorsze… Po tego typu powieści sięgam
zazwyczaj z przypadku, woląc „poważniejsze” podejście do historii i suche fakty
od upiększonych ludzkimi wzlotami i upadkami wydarzeń w tle, jednak, jako że
niewielką mam wiedzę akurat w temacie wojny domowej w Jugosławii, po „Różę na
chodniku” sięgnęłam jako po podane w lekkostrawny sposób, małe uczydełko.
Głównym bohaterem jest Jacek, który wyjeżdża na wakacje do
socjalistycznej jeszcze Jugosławii, zjednoczonej pod rządami marszałka Tito
ideą braterstwa, bawiąc się w międzynarodowym towarzystwie studentów,
zaangażowany w brygady wykonujące prace społeczne. Typowo beztroski student
korzysta z życia, trafiając w końcu niejako przypadkiem do gabinetu pięknej
pielęgniarki Fatimy, na zastrzyk, od którego to zaczyna się ich wielka i
namiętna miłość. Uczucie nie kończy się na wakacyjnym romansie, ale i żadne z
nich nie może opuścić kraju dla tego drugiego, więc w momencie wyjazdu Jacek
ślubuje wrócić za rok do ukochanej, a ona wiernie czekać. I tak też robią.
Kilkakrotnie.
Pomińmy na razie wątek miłosny. W momencie zawiązania akcji
w państwa Kotła Bałkańskiego są oficjalnie Socjalistyczną Federacyjną Republiką
Jugosławii, skupiającą narody Słowenii, Chorwacji, Bośni, Serbii, Czarnogóry i
Macedonii, mówiące różnymi językami, różniące się religią, zwyczajami i
poglądami na sytuację polityczną państwa. W towarzystwie Jacka poznamy przedstawicieli
niemal każdego z nich, zobaczymy też wyraźnie różnice między nimi i to, jak
sobie z nimi radzą… do czasu. Z każdym powrotem na te tereny napięcie rośnie,
bo spokój, braterstwo i jedność coraz wyraźniej okazują się być pozorne i tymczasowe.
Jak to się objawia? Przede wszystkim konfliktami, które przestają być
żartobliwie zbywane, a prowadzą coraz częściej do rzucanych mimochodem,
bardziej lub mniej skrycie, wyzwisk z odniesieniami do narodowości adresata.
Oleju do ognia dolewają „wieszczące” koniec równowagi przypadkowe osoby,
twierdzące, że razem z Tito umrze i zjednoczona Jugosławia. Bardzo słusznie
twierdzące, bo do rzeczonej śmierci dochodzi,
i Jacek, wracając do miejsca konfliktu już jako korespondent wojenny,
trafia w coraz większy chaos, od bójek, powstań aż do otwartej wojny. I jest to
rzecz, która w książce podobała mi się
najbardziej, a może nawet, jako jedyna – ten obraz rosnących napięć, pokazany w
sposób pozwalający to zrozumieć, a także odrobinę przerażający. Nasuwa się też
lekkie skojarzenie z kwestią muzułmańską na zachodzie Europy, nie wiem, czy to
celowe, czy przypadek, ale niepokoi tak czy inaczej.
No dobrze, miłość. Polski student i najładniejsza dziewczyna
w obozie, połączeni wielkim, ale i nie do końca szczęśliwym uczuciem. Już sama
scena ich poznania się i pierwszego seksu (w jednym!) woła o pomstę do nieba –
brzmiąc jak opis fantazji erotycznych autora na punkcie egzotycznych
pielęgniarek, które robią cierpiącym pacjentom zastrzyki (w pośladek,
oczywiście, po zdjęciu spodni), a następnie uprawiają z nimi dziki seks na
kozetce w gabinecie. Pacjent od razu zostaje wyleczony. Dalsza historia to
kolejne aktywnie spędzone miłe chwile, po czym następuje czułe i płaczliwe pożegnanie
– aż do przyszłego roku, kiedy to cały scenariusz powtarza się. No i czy może
być bardziej irytująca para niż dwoje ludzi, dorosłych, z pracą i jasną
sytuacją życiową, którzy nie mogą być razem „bo nie”? On jej do Polski nie
weźmie, bo nie, do Jugosławii też się nie przeniesie, bo nie, i niech cierpią,
niech czekają latami na krótkie spotkania, niech zakładają rodziny – ale każde
swoją! – nadal się kochając i spotykając czasem. To dwoje ludzi, którzy chcą
być ciągle młodzi i nie zrobią nic, by ich związek mógł być po prostu
normalnym, choć mieszanym narodowościowo małżeństwem, woląc pisać tęskne listy
i uprawiać seks w hotelach raz do roku. Dlaczego tak, skoro to miłość jedyna i
wielka? Ja tego nie rozumiem.
Na okładce napisano, że jest to opowieść o miłości na tle
wojny domowej w Jugosławii, a ja powiem inaczej: to pięknie opowiedziana
historia konfliktów państw Kotła Bałkańskiego i czołowych przedstawicieli
tamtejszej polityki, z jakimś tam wątkiem miłosnym wsadzonym przypadkiem w
środek. Wojny i polityki jest tu o wiele więcej, nawet listy Jacka i Fatimy to
często tylko opisy sytuacji panującej w kraju i okolicach. Sama ich miłość jest
nijaka, opisana w sposób płytki i niezbyt interesujący, erotyka przeważająca
nad uczuciami robi niemiłe wrażenie nawet w odniesieniu do stałości ich uczuć.
Jeśli to własne przeżycia autora, to nie chciałabym być na miejscu „wybranki
jego serca”. Osobiście natomiast cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę
tylko z jednego względu: zdobyłam dzięki niej wiedzę, której mi brakowało,
wskazała mi ona też kierunki, w których mogę szukać dalszej. Ale sama w sobie
nie stanowi powieści, do której chciałabym wrócić.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukater.
Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Róża na chodniku
Autor: Jacek Krawczyk
Wydawnictwo: Sorus
Rok wydania polskiego: 2014
Ilość stron: 188
Po przeczytaniu Twojej recenzji mam bardzo... mieszane uczucia odnośnie tej książki. Chyba ją sobie odpuszczę... Choć znając samą siebie jeśli wpadnie mi w ręce to z ciekawości przeczytam :)
OdpowiedzUsuńCoś mi ostatnio chyba nie idzie zachęcanie do czytania ;D
UsuńWłaśnie skończyłam czytać książkę. Zainteresowała i poruszyła mnie przede wszystkim tłem historycznym. Choć nie ukrywam, ze wątek miłosny również przypadł mi do gustu.
OdpowiedzUsuń