niedziela, 8 lutego 2015

Rzeczywistość nierzeczywista. "Maszynopis z Kawonu" Tomasza Kowalczyka

   Codzienność. Czym jest codzienność? Czasem, tykającym, sekunda po sekundzie? Słowami mijanych ludzi, gestami, zapachem pogody, smakiem dźwięków na języku? Czy jest po prostu zbitkiem wrażeń, odbieranych osobniczo przez każdego z nas, dla każdego innych, inaczej przetwarzanych i oddawanych rzeczywistości z powrotem już w zmienionych nie do poznania formach? Jak bardzo może różnić się, widziana przez różne osoby?

   „Maszynopis z Kawonu” to taki właśnie zbiór odczuć. Zwykłych, codziennych spraw, widzianych z perspektywy człowieka, który, widząc „tu i teraz”, widzi o wiele więcej, opisuje to inaczej, bawi się słowami i wrażeniami, przekazując obrazy i uczucia przepuszczone przez pryzmat własnego postrzegania. Niczego nie upiększa, wręcz przeciwnie – niektóre z opisów są wręcz okrutnie dosłowne, okraszone oceną, bez zagłębiania się w szczegóły sytuacji. Gdyby chcieć streścić tę książkę, wyszłoby coś prostego: ot, człowiek, który przeżywa swoje dni powszednie. Ale dochodzą do tego wszystkie szczegóły mniejsze i większe: zapachy, światło, dźwięki, słowa, tak, że czasem nie wiemy już, co jest czym, nie wiemy nawet, czy sam bohater je rozróżnia. Są momenty bardziej „przyziemne”, ale są też takie, które można określić kolokwialnie, mówiąc „odleciał w kosmos”.

   Treść książki jest suto doprawiona erotyką, i głownie to sprawia, że nie każdemu podeszłoby czytanie takiego tekstu. Z jednej strony, jest nieupiększona – sceny seksu ujęte dosłownie, kawałek po kawałku. Z drugiej – nie ma w tym wulgarności, a jest uczucie. Czy to powinno szokować? Nie sądzę. Taki wydźwięk może za to dawać czytanie opisu masturbacji jedenastolatki, która to scena byłaby sennym majakiem, choć akurat rozróżnienie tego, co jest snem, a co nie, bywa momentami trudne. Osobiście, ostrożnie podchodzę do takich kwestii, jednak część osób może się poczuć dotknięta.

   Powieść nie jest jednolita. Udało mi się wychwycić dwa główne nurty: człowieka mieszkającego z matką, wychodzącego wieczorem na miasto, i drugiego, który żyje z kobietą, Tosią, którego to związku nie tolerują ich rodziny. Czy to jedna i ta sama osoba, czy dwie różne? Pobocznie dochodzą inni: znajomi, spotykane na ulicy osoby… Każda jest zbiorem cech i słów, opisanym tak, że nie da się jej pomylić z inną. Mi najbardziej przypadł do gustu lubiący zabawy słowne Daniel: „Słońce, słońce… a gdzie jest słoń be?”

   „Maszynopis z Kawonu” pisany jest specyficznym językiem. Można powiedzieć, że nie imają się go błędy – tyle zabiegów i wypaczeń językowych zastosowano celowo. Poetyckość miesza się z twardymi opisami zwykłych rzeczy, wzniosłe słowa z określeniami stricte medycznymi (swoją drogą, czy ktoś policzył, ile razy pada słowo „amalgamat”?) Krótko mówiąc, jeśli masz, czytelniku, wąski zasób słownictwa, to niewiele z książki zrozumiesz. Ale nie wystarczy być oczytanym, bo kreatywność w użyciu specjalistycznych sformułować wymaga dodatkowo sporej dozy wyobraźni, a i to nie gwarantuje sukcesu. W moim odczuciu, książkę ta można zrozumieć na dwa sposoby, i dwa typy ludzi różnie ją odbiorą: jedni zachwycą się głębią i kunsztem, w jaką autor bawi się słowami, inni nie zrozumieją jej wcale po prostu. Gdzie w tym jestem ja? Powiedziałabym, że gdzieś pomiędzy. Były momenty, które zachwycały mnie tym, jak bardzo bliskie mi się wydają, inne z kolei najchętniej pominęłabym, bo zupełnie inaczej rzecz widzę.


   Ogółem, nie każdy odnajdzie się w zawiłościach i słownej wirtuozerii autora, a część po prostu zgubi się już na wstępnie, nie znajdując głębi w znanej przecież codzienności. Niemniej jednak, uważam, że warto spróbować, choćby po to, żeby zaznajomić się z innym sposobem postrzegania świata.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi.



Dane ogólne:
Tytuł oryginału: Maszynopis z Kawonu
Autor: Tomasz Kowalczyk
Wydawnictwo: Poligraf
Rok wydania polskiego: 2015
Ilość stron: 148

4 komentarze:

  1. Dlatego też odmówiłem przeczytania tej książki - nie jestem pewien, ale możliwie, że mógłbym się zagubić w tej fantastycznej zawiłości i niezgodnie z prawdą mógłbym wydać negatywną recenzję. Dobrze, że Ty poradziłaś sobie z lekturą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po prostu musiałam spróbować, i nie wyszło tak źle, jak myślałam, że wyjdzie.

      Usuń
  2. Właśnie czekam na tę książkę. Jestem jej bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, że widzisz ten post - zostaw komentarz albo "lajka"! (: