
Nie przeczę, że oczekiwania miałam dość wysokie, bo choć
postać głównej bohaterki pierwszego tomu nie była szczególnie wyjątkowa jak na
swój typ, to już cała jej otoczka jako swego rodzaju nekromantki , zawsze w
towarzystwie białego kota, niesamowicie przypadła mi do gustu. Sądziłam, że
dostanę ciąg dalszy, ze starszą Sabriel, a tymczasem…
Tytułowa Lirael jest Clayrą, co oznacza poniekąd kuzynostwo
z rodem Abhorsenów. Wychowuje się wśród stadka kobiet obdarzonych darem
widzenia przyszłości, w większym lub mniejszym stopniu. Jednak 14-letnia
wówczas dziewczyna się wyróżnia z tego jednokolorowego tłumu – już choćby
wyglądem, który odziedziczyła nie po blondwłosej, niebieskookiej matce, a po
ojcu – czarne włosy i blada cera. Jest też jeszcze jeden ważny szczegół. Lata mijają,
każda z rówieśniczek przechodzi przemianę, zostając obdarzona typowym dla
Clayrów darem widzenia, a tymczasem Lirael… Lirael nie. Z nią nie dzieje się
nic, chociaż czeka, coraz bardziej się niecierpliwiąc i czując się z każdym
dniem bardziej wyobcowana, a dodając do tego apodyktyczną ciotkę i matkę, która
porzuciła ją we wczesnych latach i odeszła, by gdzieś daleko później umrzeć,
otrzymujemy wybuchową mieszankę uczuć w spokojnej, nastoletniej skórze. I ta
mieszanka w końcu daje o sobie znać w serii lekkomyślnych, ale brzemiennych w skutki decyzji.
W historii pojawiają się Sabriel i Touchstone, jednak jako
postacie mocno poboczne: król i królowa Starego Królestwa, ciągle w drodze,
ciągle uganiający się za kolejnym zagrożeniem. Pojawiło się nowe źródło zła w
państwie: nekromanta, chcący obudzić pradawną, złą istotę, który z dnia na
dzień nabiera więcej sił, próbując też zagrozić królewskiej rodzinie – a zwłaszcza
księciu Samethowi, młodszemu dziecku znanej nam pary. Jak się to łączy z pozbawioną
daru widzenia sierotą Clayrów? Bardziej, niż się może wydawać.
Na początku trochę brakowało mi Sabriel. Ta nowa, starsza
jej wersja jest już „dorosła” i odległa, a Touchstone poważny i tatusiowaty.
Ach, starzejący się bohaterowie… W
zamian mamy Lirael, która jest zdecydowanie bardziej żywiołową osóbką od
poprzedniczki, reaguje bardziej emocjonalnie i podejmuje mniej przemyślane
decyzje. W porównaniu z nią, Sabriel była prawdziwą młodą damą. Czternastolatka
przechodzi w siedemnasto- a potem osiemnastolatkę, nie zmieniając się
właściwie, i taką rzucają ją Clayry do świata pełnego grozy, o której młódka
wychowana pod kloszem lodowca nie ma prawa wiedzieć. Ale daje sobie radę – „boję
się, ale idę”. Odkrywa też, że dostała dar mocy, chociaż nie jest to to, czego
wyczekiwała całe życie, i czeka ją wiele niespodzianek.
Męskim towarzyszem dla Lirael nieoczekiwanie staje się sam książę
Sameth. I to jest najsłabsza, według mnie, postać w książce. Zapewne całość
była efektem celowego zamysłu autora, niemniej jednak trudno jest mi wyrazić,
jak bardzo ten nastolatek jest irytujący. Od małego wychowywany przez
legendarną parę, z matką-Abhorsenem wchodził w Śmierć i wracał z niej nie raz,
sam potrafi przemieszczać się swobodnie po początkowych obszarach rzeki
śmierci, nie zastanawia się przy spotkaniu z nekromantą, czy może mu się coś
stać, tylko działa… i zaraz potem staje się totalnym tchórzem, bojącym się
własnego cienia. Rozumiem, że mógł się przestraszyć, ale żeby aż zapomnieć, kim
się właściwie jest, i fakt, że ma siedemnaście lat, a nie dziesięć? Pomijając
nawet to – jego zachowanie drażni, gdy czyta się po raz kolejny o tym, jak
kombinuje, by posłać na wyprawę ratunkową innych, a samemu zaszyć się w bezpiecznym
Domu Abhorsenów, odstawia fochy jak mały chłopczyk, a odpowiedzialność za losy
przyjaciela z Ancelstierre, który wpada w kłopoty chcąc go odwiedzić, spycha na
innych, nie mając z tego tytułu nawet jakichś szczególnych wyrzutów sumienia.
Zwierzęcym towarzyszem numero uno zostaje tym razem pies, i
to oczywiście będący stworzeniem magicznym. Lirael „znajduje go” jeszcze w
Lodowcu Clayrów, i zabiera ze sobą na wyprawę, gdzie, jak się okazuje, przydaje
się bardziej niż łuk i strzały. Ale Mogget pojawia się również, chociaż
większość czasu w postaci białego kłębka futra, usypianego wciąż i wciąż
dzwonieniem małego dzwoneczka. I czy mi się wydaje, czy zrobił się jeszcze
wredniejszy z charakteru? Czy to specjalnie pomyślane, by porównać psie oddanie
Podłego Psiska z kocią samowolą towarzysza księcia Sama?
Bolączka odległości z pierwszej części obowiązuje nadal,
choć mam wrażenie, że ciągle dotyka jedynie najważniejszych z ważnych:
królewskiej pary i młodego Sametha. Sama Lirael „odziedziczyła” to w mniejszym
jakby stopniu – jej podróż wielką rzeką Ratterlin wydaje się być już czasowo i
przestrzennie wytłumaczona. Mam też nadzieję, że tak już pozostanie, takie
niewielkie ubytki w logice potrafią wybić mnie nagle z klimatu, co jest
drażniące, gdy czyta się z przyjemnością.
Na duży plus – choć z lekko mieszanymi uczuciami, bo nadal
logicznie wydaje się cała sytuacja nieco niedopracowana – muszę zaliczyć sam
Lodowiec Clayrów i jego bibliotekę. Jest to zamknięty, kobiecy świat,
społeczeństwo niemal kapłanek, których jedynym celem jest widzenie przyszłości.
Mężczyźni trafiają tam jedynie z przypadku – i z przypadku zostają czasem
ojcami młodych Clayr. Wewnątrz samego lodowca jest ogromna sieć korytarzy i
sal, w sporej części nieodkrytych jeszcze, i do takich zalicza się wspomniana
wcześniej biblioteka. A jest to miejsce przesiąknięte magią do szpiku kości – i
tą dobrą, Kodeksem, i Wolną, niebezpieczną. Każda bibliotekarka nosi przy sobie
gwizdek i nakręcaną mysz – by w razie niebezpieczeństwa móc szybko wezwać
pomoc. Czy dziwi zatem, że Lirael wpada w kłopoty niemal od razu, gdy tam
trafia? A co logicznie mi tak nie leży? Ano, dostępne bez większych
zabezpieczeń i poupychane niejako po kątach śmiertelnie niebezpieczne
stworzenia Wolnej magii, które, wypuszczone, przez którąś z młodych adeptek,
łatwo mogłyby poczynić spustoszenia w Lodowcu. Rozumiem, że Lirael dostaje się
tam, gdzie chce, właśnie za pomocą swojego talentu do magii, znacznie
przewyższającego zdolności kuzynek – ale też wywołuje niemiły dreszcz fakt, że
w sytuacji takiego zagrożenia, Clayry właściwie nie miałyby się jak obronić,
jeśli nie przewidziałyby wszystkiego krok po kroczku. A kłopotów Lirael nie
przewidziały.
Co mogę powiedzieć o całości? To nie koniec historii – „Lirael.
Córka Clayrów” i „Abhorsen” stanową dwa, ściśle ze sobą powiązane tomy, więc
jej druga część jeszcze przede mną, i mam wielkie nadzieje, że ci, co są
niefajni, się poprawią, a ci fajni zostaną co najmniej tak dobrzy, jak są. No i
więcej kota! Nawet jeśli ma się ciągle przekomarzać z psem. Także Śmierci było
jakby mało (tej „nekromantycznej”!), i dzwonków, moich ulubionych, bo Sameth
nijak nie chce z nich korzystać… Pozostaje mi spojrzeć z miłym uśmiechem na
półkę, skąd zerka na mnie czerwoną okładką „Abhorsen”.
Tytuł oryginału: Lirael. Daughter of the Clayr
Autor: Garth Nix
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania polskiego: 2014 (wydanie drugie)
Ilość stron: 488
Słyszę naprawdę dużo dobrego o tej serii, a to o tyle zabawne, że w wakacje zakupiłam ją w ciemno, nie wiedząc nawet, o czym jest. ^^ Dopiero zaczynam "Sabriel", jak na razie jest bardzo sympatycznie., choć z tego co czytam, "Lirael" wypada lepiej.
OdpowiedzUsuńJest lepiej, w kwestii fabularnej, ale jako bohaterkę wolałam Sabriel.
UsuńNo, nie dziwię się, sama bym brała, już choćby przez to, że jest tak ladnie wydana ta seria.
Nie czytałam jeszcze tej serii, ale zabiorę się za nią, jak tylko w bibliotece będzie dostępna ;)
OdpowiedzUsuńNie ma dotąd? To drugie wydanie, i parę lat temu już chyba zaliczyła ta seria swój moment popularności.
UsuńMam ochotę przeczytać część 1 :)
OdpowiedzUsuńNo to do dzieła ^.^
UsuńMnie tam Sabriel nie brakowało - Lodowiec Clayrów okazał się dostatecznie interesującym miejscem, żeby mnie ze wszystkich tęsknot wyleczyć.;) Choć przyznam, że przynajmniej dla mnie, kwestia tego, kto jest ojcem Lirael, była najmniejszym zdziwieniem świata.
OdpowiedzUsuńPoza tym, odczytałam zupełnie inaczej niż Ty sytuację w bibliotece - moim zdaniem, pozostałe Clayry były stosunkowo bezpieczne. Nikt nieprzeszkolony nawet nie miał prawa się znaleźć w pobliżu tych zagrożeń. Lirael należałoby jednak chyba rozpatrywać w osobnej kategorii - co prawda współczesne jej Clayry nie miały związanych z nią wizji, ale dawne i owszem i wydaje mi się, że to była część przygotowanego specjalnie dla niej szkolenia (choć raczej przez siły wyższe, a nie kuzynki). Gdyby Lirael coś się stało i nie zdołałaby powstrzymać niebezpiecznego stworzenia, Podłe Psisko z pewnością by sobie z tym poradziło. No ale taki już los wybrańców.
Zapewne masz rację co do zagrożeń w bibliotece, tylko ja nie mogę się pozbyć dreszczu zaniepokojenia, że ich bezpieczeństwo zależy od wątpliwych czasem wizji.
UsuńCo do ojca, zdziwiona nie byłam, spodziewałam się czegoś takiego; może jedynie cała otoczka towarzysząca "zdarzeniu" wprawiła mnie w lekkie zmieszanie. Jak i chyba samą Lirael.